Każdy obywatel posiada prawo do własności i innych praw majątkowych oraz prawo do dziedziczenia i przekazywania spadku. Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej. Własność może być ograniczona wyłącznie w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności. Tak stanowi Konstytucja Rzeczypospolitej, podobnie stanowi ratyfikowana przez Polskę Europejska Konwencja Praw człowieka. To prawna gwarancja że nikt nie może odebrać nam tego, co stanowi naszą własność. Gwarancja ta jest szczególnie ważna w Polsce, gdzie miliony ludzi podczas rozbiorów, okupacji, a także za czasów PRL doświadczyły między innymi krzywd związanych z pozbawieniem własności, nierzadko odbieranej gwałtem i przemocą. Skutki tych krzywd przenoszą się na następne pokolenia, pamięć tych krzywd tkwi głęboko w wielu polskich rodzinach i w zbiorowej świadomości narodu. Dziś, w wolnej Polsce, tak jak w całej Europie, prawo chroni własność. Dziś własność, zwłaszcza własność nieruchomości, ziemi rolnej, działek, domów, zabezpieczają akty notarialne, księgi wieczyste, dokumenty geodezyjne. Niestety – w praktyce gwarancje te nie zawsze działają, jak należy. Własność jest niby święta, ale granice tej własności to już niekoniecznie. Zdarza się bowiem wcale nierzadko, że sąsiedzi żyjący zgodnie, niekiedy od pokoleń, mający od dawna ustalone i zgodne granice swoich nieruchomości – nagle dowiadują się, że granica ich nieruchomości na gruncie jest wytyczona nieprawidłowo, bo najnowsza mapa geodezyjna niespodziewanie pokazuje co innego. I stanowi to zarzewie sporu, którego nigdy wcześniej nie było. Jak do tego dochodzi? Otóż czasem tak bywa, że gdzieś, w drugim końcu wsi, toczył się inny spór graniczny, a geodeta w sprawie tamtego sporu sporządził mapę geodezyjna i zarejestrował ją w starostwie. Na tej mapie granica została wytyczona w innym niż dotychczas miejscu, po czym na zasadzie domina wywracane są kolejne granice sąsiadujących działek granice w całej wsi. I nagle okazuje się, że grunt, na którym ktoś dawno temu wybudował sobie dom czy budynek gospodarczy, według nowej mapy geodezyjnej stanowi częściowo własność sąsiada, bo na mapie tej granica znajduje się o kilka czy kilkanaście metrów dalej niż na gruncie. I zaczynają się toczyć kolejne sprawy o rozgraniczenia, o zasiedzenie, najpierw w gminie, potem w sądzie. Angażują się prawnicy, kolejni biegli geodeci, wydawane są pieniądze, szargane nerwy a co najgorsze – powstaje konflikt sąsiedzki, często na całe pokolenia. I nie jest to wcale jakieś marginalne zjawisko, – nie, są tysiące takich spraw. Tych sporów nie powinno być w ogóle, gdyby rzecz ujmując publicystycznie – postawić sprawy z głowy na nogi. Albo inaczej – postawić konia przed wozem, a nie wóz przed koniem. Bo teraz w praktyce sądowej nierzadko wóz właśnie stoi przed koniem i ważniejsza okazuje się być linia na mapie niż to, co od stu niekiedy lat znajduje się na gruncie. Jak przerwać to wywoływanie niepotrzebnych konfliktów i sporów? Jak postawić tego przysłowiowego konia przed wozem? Moim zdaniem potrzebna jest dość prosta zmiana prawa cywilnego oraz prawa geodezyjnego – w taki sposób, żeby przy rozstrzyganiu sporów granicznych kluczowe znaczenie miała jednak granica na gruncie. Jeśli są geodezyjne znaki graniczne, jeśli sąsiedzi od pokoleń uznawali i respektowali tę granicę, jeśli w tej granicy stoi płot i rośnie przysłowiowa grusza, to znaczy że to jest granica prawna i wara komukolwiek ją podważać, choćby na mapie ktoś narysował ją pięć czy dziesięć metrów dalej. Bo linia graniczna jest na gruncie, a nie na mapie. Linie na mapie są jedynie graficznym obrazem tej granicy. A jeśli nawet z jakichś powodów nie ma urzędowych znaków granicznych, bo ktoś je usunął albo nigdy dotychczas ich nie było, wtedy na pierwszym miejscu powinien być tak zwany stan spokojnego posiadania. Nie kłócili się, nie chodzili po sądach, sąsiadowali zgodnie, to niech granica nadal będzie tam, gdzie była. To rzecz dość prosta do zmiany i moim zdaniem powinna być pilnie wprowadzona do naszego prawa, dzięki czemu moglibyśmy zaoszczędzić ludziom tysięcy niepotrzebnych konfliktów i sporów, sądom tysięcy niepotrzebnych, absorbujących spraw. I przywrócić prawdziwą polską i europejską gwarancję własności. A w dalszej kolejności trzeba by wprowadzić zmiany w sposobie prowadzenia ksiąg wieczystych, w taki sposób, aby opis nieruchomości objętej księgą wieczysta był na tyle dokładny, żeby nie było żadnych wątpliwości co do granic tej nieruchomości. Stara rzymska maksyma lekarska – primum non nocere – przede wszystkim nie szkodzić – dotyczyć powinna nie tylko medycyny i lekarzy, ale też należałoby odnieść ją do prawa i prawników. Prawo jest od tego, by rozwiązywać spory, albo nawet więcej – prawo po to jest, by przeciwdziałać powstawaniu sporów, a nie po to, by je tworzyć. PS. Zajmowałem się tym problemem jako poseł na Sejm od kilku lat, popierało mnie wielu ludzi dobrej woli, także ekspertów, zwłaszcza geodetów, ale propozycja zmiany prawa wiąż napotyka na opór, głównie środowisk prawniczych, przywykłych do obecnych zasad, które ludziom przynoszą konflikty i straty, ale dla niektórych prawników oznaczają klientów i dochody. Uważam, że trzeba to jednak przełamać, być może również z perspektywy Unii Europejskiej, bo ochrona własności należy przecież do kategorii wartości unijnych.
Grzegorz Wojciechowski
10 maja 2019
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz