Wstrząsający obraz, przedstawiający metody łamania młodego człowieka i zmuszania go do współpracy z bezpieką. Modelowy mechanizm „przerabiania” jego tożsamości, zasad moralnych, uczuć, wiary w celu stworzenia monstrum, oddanego bez reszty UB. To nie żaden horror, a codzienność w naszym kraju z przełomu lat 40 i 50. Zapomnianą już niekiedy PRL-owską rzeczywistość, przybliży najnowsza premiera Sceny Faktu Teatru Telewizji pt. "Tajny współpracownik", emisja już dzisiaj, w poniedziałek, 26 stycznia br. o godz. 20.20 na TVP 1.
Werbowanie nieletnich i dzieci przez Urząd Bezpieczeństwa, to metody zaczerpnięte żywcem od Czerezwyczajki. Nie na darmo przez lata lansowano nam przecież model zawarty w ikonie, jaką w świecie realnego komunizmu czy socjalizmu był pionier Pawlik Morozow, który stanął ponad tradycyjną, sentymentalną moralnością i zgodnie z jedynie słuszną - nową moralnością nieustraszenie zdzierał maskę z Ojca – sabotażysty, po czym padł ofiarą kułackiej zemsty. Wcześniej, jednak zdołał zadenuncjować własnych rodziców, że Ci ukrywają zboże, za co tamtymi zajęły się sowieckie organa. W latach 30-tych ubiegłego stulecia na plenum KC Komsomołu, padło zdanie: „Pawlik powinien stanowić wyrazisty przykład dla wszystkich dzieci Związku Radzieckiego” i wznoszono mu nawet potem pomniki. Poniedziałkowa inscenizacja Sceny Faktu przybliża nam postać, takiego polskiego Pawlika, a zarazem wyjątkowo cennego dla UB agenta Czesława Białowąsa, noszącego w spektaklu Cezarego Harasimowicza zmienione nazwisko Mieczysław Białas.
Agent UB Czesław Białowąs o pseudonimach "Małachowski" i "Michał" (w latach 70-tych), na początku lat 50-tych swoją działalnością doprowadził do wielu wsyp, aresztowań i wyroków śmierci żołnierzy AK i WiN. Był kamuflowany przez funkcjonariuszy UB, specjalnie kierujących podejrzenia na innych uczestników zdarzeń. Szczególnie tragiczne było wydanie własnego brata, a po aresztowaniu nakłanianie go do zeznań. Do końca życia pozostał jednak nierozpoznany przez otoczenie jako agent bezpieki. Kamuflaż okazał się doskonały. Aż do śmierci był nauczycielem polonistą w jednym z liceów wrocławskich, ciągle współpracując z UB/SB. Był też znanym poetą, co dało mu możliwość znalezienia się w Związku Literatów Polskich i stanowiło kolejne pole pracy z pożytkiem dla aparatu bezpieczeństwa.
Wszystko jednak zaczęło się, gdy na początku 1950 r. funkcjonariusze Wydziału III WUBP w Warszawie zlokalizowali miejsce pobytu brata jednego z partyzantów 6. Brygady Wileńskiej. Kandydatem do werbunku był Czesław Białowąs (w spektaklu nazywa się Mieczysław Białas), rocznik 1932, do niedawna mieszkaniec Jabłonny Lackiej. Młody człowiek, jeszcze niepełnoletni, uczył się w Gimnazjum im. Małachowskiego w Płocku. Postanowiono zwerbować go na materiałach kompromitujących – szantażując odpowiedzialnością karną za kilkakrotną wymianę korespondencji z bratem, zakwalifikowaną jako „udzielanie pomocy bandzie”. Matka chłopców była już aresztowana i odbywała karę kilku lat więzienia za pomoc udzielaną partyzantom. Po podpisaniu deklaracji współpracy Białowąs został oznaczony kryptonimem „Małachowski” (zmienionym później na „Michał”). Agent został przerzucony na teren powiatu Sokołów Podlaski i wprowadzony do akcji.
Już jego pierwsze działania przyniosły resortowi sukces. Pod pozorem spotkania z bratem z okazji Świąt Wielkanocnych odwiedził obozowisko oddziału porucznika Józefa L. Malczuka „Brzaska” (komendanta powiatu Sokołów Podlaski). Agent „Małachowski” poinformował szefa PUBP w Sokołowie Podlaskim o miejscu postoju partyzantów. W wyniku obławy poległ por. „Brzask” i dwaj jego żołnierze. Korzystając z wiedzy „Małachowskiego” „zdjęto” też całą rozpracowaną siatkę kpt. Kazimierza Kamieńskiego „Huzara” i por. „Brzaska” z rejonu Jabłonny. Aresztowania objęły łącznie 64 osoby. To tylko przykład jednej z wielu jego „udanych” akcji.
Przyszłość agenta "Michała" została z kolei wyznaczona przez przełożonych z resortu, którzy nie zapomnieli o nim do końca jego życia. Został przeniesiony w inny rejon Polski, gdzie kontynuował naukę. W PRL zrobił karierę. Został członkiem partii, pracował jako wicedyrektor jednego z wrocławskich liceów. Jako agent był czynny jeszcze przez wiele lat. W ostatnim okresie życia poprosił o zwolnienie z obowiązków TW, gdyż: "liczne funkcje w pracy organizacyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej nie pozwalały mu na sprawne wykonywanie zadań". Zmarł 16 grudnia 1981 r. jako "zasłużony pedagog" i "wychowawca wielu pokoleń młodzieży".
Był także poetą i pozostawił po sobie szereg wysoko ocenianych przez specjalistów wierszy. Opisywały one autentyczne wydarzenia: śmierć jego brata – „Boruty”, sprofanowanie jego grobu przez żołnierzy KBW, aresztowanie i proces matki, agenturalną misję na Podlasiu, likwidację patrolu ppor. „Brzaska”, likwidację patrolu „Arkadka”, itp. W wierszach opisywał to, czego sam doświadczył, ale nikt nie domyślał się z jakiej perspektywy! Czytelnikom jego poezji nigdy pewnie nie przyszło do głowy, że to, co wydawało im się „inspiracją poetycką” jest tak tragicznie realne…
Poniedziałkowa inscenizacja Sceny Faktu autorstwa Cezarego Harasimowicza w reżyserii Krzysztofa Langa, to spektakl wprawdzie fabularny, ale całkowicie oparty na źródłach dokumentalnych, pochodzących głównie z archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, z konsultacją historyczną dr Kazimierza Krajewskiego oraz dr Tomasza Łabuszewskiego. Spektakl od strony artystycznej jest bez zarzutu. Mateusz Banasiuk, gra podwójne życie Mietka vel Czesława Białowąsa. Cała obsada gra z wyczuciem, w pełni przekonywująco i wyraziście. Jedną z lepszych swoich ról zagrał w tej inscenizacji Cezary Żak, wcielający się w autentyczną postać ppłk Trochimowicza, szefa bezpieki warszawskiej, przysłanego specjalnie z ZSRR w celu udzielania pomocy rodzimym towarzyszom przy likwidacji polskiego podziemia niepodległościowego.
Przypomnijmy, Scena Faktu pojawiła się w Teatrze Telewizji na początku lat 60-tych i była w nim stale obecna do początku lat 90-tych. Po kilkunastu latach przerwy, pierwszy na realizację tego rodzaju przedstawienia zdecydował się Ryszard Bugajski, scenarzysta i reżyser „Śmierci rotmistrza Pilackiego”, opowieści o wielce zasłużonym patriocie, oskarżonym po wojnie o działalność wywiadowczą na rzecz rządu polskiego na uchodźstwie, aresztowanym i skazanym na śmierć. A już w najbliższej przyszłości dzięki Teatrowi Telewizji przeniesiemy się też do lat 70-tych, za sprawą dowcipnie napisanej sztuki opowiadającej o hucznych imieninach Gierka w 1976 pt. „prezent dla tow. Gierka”, w reż. Janusza Dymka. Jak dotychczas każda premierowa emisja Sceny Faktu gromadziła bardzo dużą widownię, która z ogromnym zainteresowanie przyjęła powrót na antenę tego typu inscenizacji.
Mariusz A. Roman http://mariuszromangdy.blogspot.com
26 stycznia 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz