Wydawnictwo WEKTORY przyzwyczaiło już do tego, że zaskakuje swoimi kolejnymi publikacjami. Zawsze są to książki unikatowe, takie, od których inne wydawnictwa raczej stronią, bądź nie są zainteresowane z uwagi na niedopasowanie do obowiązujących oficjalnie trendów. WEKTORY zaskoczyły i tym razem.
Tyle że jakby trochę inaczej... Najnowszy produkt tego Wydawnictwa równie dobrze mógłby się ukazać w ramach jakiejś biblioteki „Krytyki Politycznej” czy sygnowany mógłby być przez lewicowy „Przegląd Tygodniowy”. Bo cóż nowego do naszego spojrzenia na świat, a zwłaszcza na Polskę wnieść może książka prof. Pawła Bożyka, wieloletniego doradcy I Sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka?
W zasadzie niewiele, zważywszy na to, że prawie 100 stron "Apokalipsy według Pawła" poświęconych jest laurce na temat nieżyjącego już towarzysza Edwarda. Dowiadujemy się więc, jakie to męki przeżywał Gierek, prześladowany w czasach swoich rządów przez Breżniewa oraz najbliższych swoich współtowarzyszy, którzy tylko czekali jak by mu tu świnie podłożyć. Breżniew nie cierpiał – jak pisze Bożyk – Gierka za to, że ten miał mu kiedyś powiedzieć, że nigdy nie będzie strzelał do robotników. Jednak autor „Apokalipsy według Pawła” sprytnie prześlizguje się przez wydarzenia z 1976 roku (Radom, Ursus, Płock), kiedy to protestujących robotników traktowano jak najgorsze bydło. Może i nie strzelano, jednak „ścieżki zdrowia” urządzane przez ZOMO, nękanie i notoryczne prześladowania przez bezpiekę niejednemu zniszczyły życie. Tego jakoś Bożyk w swojej książce nie eksponuje, wspominając jedynie półgębkiem, że zajścia z 1976 roku, określone przez autora „generalną próbą”, były prowokacją wymierzoną w biednego Gierka.
Odrębna kwestia to zachwalanie polityki gospodarczej Gierka. I znów – ta rzekoma przebiegłość towarzysza Edwarda: wicie rozumicie, my tu będziemy udawać, że jesteśmy wierni Związkowi Radzieckiemu, a tak naprawdę będziemy się zbliżać do Zachodu. Nie wspomina jednak Bożyk o wpisaniu do konstytucji PRL, właśnie za Gierka, wiecznej przyjaźni PRL z ZSRS. Jednym słowem lata 70-te to istna sielanka, gdzie mamy Edwarda Gierka, budowniczego Polski Ludowej, zaciągającego kredyty na zachodzie dla dobra Polaków, oraz kopiących pod nim dołki – Jaruzelskiego i Kanię, czyhających tylko jak by tu Gierka wysadzić ze stołka. I tak wysadzają go przez całe 10 lat.
Pewnie jest w tym wszystkim nieco prawdy historycznej, jednak nie ma niczego nowego – wiadomo że komunistyczni kacykowie cały czas toczyli ze sobą spory na śmierć i życie, a zmiany pierwszych sekretarzy dokonywały się zazwyczaj w dość burzliwych okolicznościach (1956, 1970, 1980). Jeśli już mielibyśmy, z dwóch czerwonych kacyków - Jaruzelskiego czy Gierka, kogoś choć trochę wybielić, to bardziej zasługiwałby na to jednak Jaruzelski, ponieważ to on ostatecznie zaakceptował w rządzie Rakowskiego w 1988 roku Mieczysława Wilczka, a tym samym położył podwaliny pod zmianę systemu. Tymczasem jednak „ustawę Wilczka” Bożyk krytykuje jako zbyt liberalną, zbyt wolnorynkową, która doprowadziła do anarchii, ukróconej dopiero przez „neoliberała”, Leszka Balcerowicza. A „neoliberalizmu” (co jeszcze można zrozumieć) jak i zwykłego gospodarczego liberalizmu, Paweł Bożyk, jako dobroduszny socjalista, po prostu nie lubi.
W dalszej części książki, były doradca Edwarda Gierka wiedzie nas przez historię III RP, od Mazowieckiego aż do Tuska, opisuje reformy Balcerowicza. Sporo miejsca poświęca amerykańskiemu doradcy rządu Mazowieckiego, Jeffreyowi Sachsowi, opisuje swoje spotkania ze Stanisławem Tymińskim, Andrzejem Lepperem, barwnym swego czasu biznesmenem Feliksem Siemieniasem czy z Lechem Kaczyńskim. Dziwne jednak, że mimo iż książka obejmuje okres tragicznego końca rządów prezydenta, Bożyk nawet słowem nie wspomina o katastrofie smoleńskiej. Niemniej ta część książki jest nawet ciekawa, gdyż pisana z perspektywy człowieka, który do pewnego stopnia ocierał się o niektóre opisywane wydarzenia. W końcu Paweł Bożyk sam jeszcze kilka lat temu kandydował do senatu z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej oraz zakładał, działający chyba do dziś, Ruch Odrodzenia Gospodarczego im. Edwarda Gierka.
A zatem jakie "odrodzenie gospodarcze" marzy się Bożykowi? Tak naprawdę trudno to jednoznacznie stwierdzić (napomina gdzieniegdzie o modelu niemieckim, francuskim czy skandynawskim). Bożyk krytykuje dyktat MFW (z czym akurat trudno się nie zgodzić), nie podoba mu się całkowicie prywatna gospodarka, opowiada się za "prymatem społeczeństwa nad jednostką", chciałby państwowego interwencjonizmu oraz likwidacji umów śmieciowych. Wydaje się, że III RP Bożyk postrzega jako przykład kraju, w którym szaleje dziki kapitalizm, gdzie wszystko puszczone jest na żywioł, gdzie państwo podporządkowane jest biznesowi i gdzie zwykłym ludziom żyje się bardzo źle. Ponadto - jak twierdzi Bożyk - wcześniej czy później czeka nas wielki kryzys finansowy, który wybuchnie z powodu szalejącego na świecie "neoliberalizmu".
Tego typu diagnozy zawsze powodują pewien kłopot, ponieważ część zarzutów socjalisty Bożyka pokrywa się z tymi, głoszonymi przez wolnorynkową prawicę (zaznaczmy jednak, że nie technokratycznych balcerowiczowców czy KL-D-owców). Jednak różnice zaczynają się, gdy idzie o środki jakie należałoby zastosować, by wyjść z trudnej sytuacji. Wolnorynkowa prawica opowie się za niskimi podatkami, za państwem minimum i za całkowitą wolnością gospodarczą, natomiast Bożyk i jego towarzysze z klubu miłośników Gierka wprost przeciwnie: więcej państwa, wyższe podatki, więcej regulacji itp.
Powtórzę – choć „Apokalipsę według Pawła” nie do końca pasuje mi do Wydawnictwa WEKTORY to na koniec odwołam się do fragmentu książki, na który jednak warto zwrócić uwagę. Zakończę obszernym cytatem, dotyczącym spekulacji Bożyka odnośnie tego, jakim cudem ktoś taki jak Lech Wałęsa znalazł się w połowie sierpnia 1980 roku na czele strajku w Stoczni Gdańskiej: „Na ten temat krążą dwie informacje: oficjalna i nieoficjalna. Informację oficjalną upowszechnili organizatorzy strajku (…). Zgodnie z nią, Wałęsa, który został nagle zwolniony z pracy stanął na czele strajku stoczniowego z inicjatywy Komitetu Strajkowego: stoczniowcy go jednogłośnie zaakceptowali. Informacja nieoficjalna, nieupowszechniana przez media jest o wiele bardziej zagadkowa. Przekazał ją Edwardowi Gierkowi osobiście minister spraw wewnętrznych Stanisław Kowalczyk (zaprzyjaźniony zresztą z Gierkiem, obaj pochodzili z Zagłębia) tuż po powrocie z urlopu na Krymie w drugiej połowie sierpnia 1980 roku. Zgodnie z nią to bezpieka dostarczyła Wałęsę na teren stoczni motorówką Marynarki Wojennej z zadaniem objęcia przywództwa strajku. Minister zaznaczył przy tym w rozmowie z Gierkiem, że Wałęsa jest opłacanym od siedmiu lat agentem tajnych służb. Tak się akurat złożyło, że byłem świadkiem tej rozmowy. Która z tych wersji jest prawdziwa? O dziwo, duża część członków kierownictwa Solidarności podważa pierwszą informację , posądzając Wałęsę o powiązania z bezpieką. Jednocześnie trudno posądzić Kowalczyka o dezinformowanie Gierka; zależało mu by Gierek znał prawdę”.
Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz