Wydawnictwo WEKTORY potrafi zaskoczyć czytelników! Robi to z uporem i konsekwencją. Prawdziwa historia Rezerwy Federalnej, złoty spisek, kulisy wojny o pieniądz, czy historia ideologicznego wykorzystywania seksu przez lewicę, to tylko niektóre z tematów poruszanych w książkach tego wydawnictwa. Tym razem przyszła kolej na ukazania prawdziwego oblicza … naszego ukochanego Wuja Sama.
„Absolutna dominacja. Totalitarna demokracja w nowym porządku świata” to książka, która zapewne nie spodoba się takim środowiskom jak portal „Fronda”, „Gazeta Polska” czy „Wpolityce.pl”. Dla niech, autor książki, F. William Engdahl, od razu rozpoznany zostanie jako „agent Putina”, a nawet jako agent komunistycznych (?) Chin. Perspektywa przyjęta przez autora może być bowiem mocno obrazoburcza dla rusofobów i amerykanofilów, choć uproszczeniem byłoby twierdzenie, że dzieli on świat na dobrych Rosjan i Chińczyków oraz złych Amerykanów. Stara się wykazać, że Rosjanie czy Chińczycy też mają swoje interesy, o które gotowi są toczyć wojny. Niemniej myśl przewodnia książki to próba ukazania Stanów Zjednoczonych niekoniecznie jako dobrego Wuja Sama, który niesie wszystkim wolność i demokrację, lecz przede wszystkim jako imperium dążącego do opanowania świata – do panowania militarnego, gospodarczego i ideologicznego. Dominacja militarna to jak najwięcej baz wojskowych w najbardziej strategicznych punktach globu; dominacja gospodarcza to opanowania jak największej liczby miejsc, gdzie wydobywa się i transportuje surowce mineralne; dominacja ideologiczna to szerzenie „demokracji” i „praw człowieka”. Ten ostatni składnik to – według autora – jedynie przykrywka, która maskować ma prawdziwe intencje amerykańskiej polityki ekspansjonistycznej, pozwalającej zrealizować punkty 1 i 2, a szczególnie mocno akcentowana podczas rządów neokonserwatywnej administracji George'a W. Busha.
absolutna_dominacja_oklPolaków pamiętających czasy komunizmu i dominację Związku Sowieckiego, przynajmniej tych, którzy komunizm zwalczali, nie trzeba przekonywać, że w tamtej Zimnej Wojnie nasz sojusznik był nie na wschód od granic PRL, lecz daleko, za Oceanem. W ówczesnej konfrontacji między Wschodem a Zachodem popieraliśmy Zachód. Wschód – czyli wówczas dla nas Związek Sowiecki był „czerwonym smokiem”, który tłamsił nasze wolnościowe ambicje, posuwając się do eliminacji fizycznej tych, którzy próbowali z nim walczyć. Zachód natomiast uosabiał wolność, demokrację, kapitalizm czyli dobrobyt i w ogóle wszystko, co dla człowieka najlepsze. Dziś – twierdzi autor „Absolutnej dominacji” - też mamy zimną wojnę, a właściwie to trwa już trzecia wojna światowa. Dla niewprawnego oka jest ona niewidoczna, jednak ona trwa. Upadek Związku Sowieckiego otworzył przed Stanami Zjednoczonymi nowe możliwości rozszerzania swojej dominacji w dawnych krajach bloku sowieckiego. Te obszary, z których wycofywali się Sowieci, stopniowo zajmować zaczęli Amerykanie. Autor książki twierdzi, że dla Rosji postsowieckiej czarę goryczy przelało nawet nie samo rozszerzenie, aż do jej granic, NATO, lecz plany budowy w Polsce i w Czechach elementów tarczy antyrakietowej, sprowokowanie Gruzji do ataku na Osetię Południową oraz sprowokowane – zdaniem autora - przez USA ostatnie wydarzenia na Ukrainie, w wyniku których Rosja zaanektowała Krym, a wschodnie tereny kraju zajęte zostały przez separatystów. Według Engdahla reakcje Moskwy to odpowiedź właśnie na amerykańskie prowokacje.
Autor „Absolutnej dominacji” przytacza wypowiedź Halforda Mackindera, uznawanego za ojca brytyjskiej geopolityki, który już w 1919 roku miał wyznaczyć kierunek, jakim w owym czasie miało podążać Imperium Brytyjskie, a którym dziś mkną Stany Zjednoczone: „Kto rządzi Europą Wschodnią rządzi sercem lądu. Kto rządzi sercem lądu rządzi światową wyspą. Kto rządzi światową wyspą, rządzi światem”. Amerykanie starają się stosować do tych zaleceń, ale idą krok dalej, za radami ucznia Meckindera, Zbigniewa Brzezińskiego, który w książce „Wielka szachownica” napisał: „(...) geostrategia Stanów Zjednoczonych powinna polegać na przemyślanym oddziaływaniu na państwa dynamiczne goestrategicznie... Aby wyrazić to językiem pochodzącym z bardziej brutalnej epoki starożytnych imperiów, trzy wielkie cele imperialnej geostrategii powinny być następujące: przeciwdziałać spiskom wasali i utrzymywać ich zależność militarną, dbać o bezpieczeństwo lenników i czynić ich uległymi, a także nie dopuszczać, by barbarzyńcy się jednoczyli...”. Engdahl twierdzi, że mówiąc o barbarzyńcach Brzeziński miał najprawdopodobniej na myśli Rosję, Chiny i państwa Azji Środkowej.
Przez 200 stron książki F. William Engdahl oprowadza nas po kolei przez poszczególne etapy realizacji planu Ameryki opanowania świata. Ważna część tego planu to walka o surowce, m.in. w Afryce, gdzie na drodze Wujowi Samowi stanęły dynamiczne Chiny. Sudan, Kongo, Rwanda to miejsca, gdzie już teraz toczy się wojna, nie tylko ta krwawa, ale przede wszystkim gospodarcza. Amerykanie mają w Afryce problem, gdyż Chińczycy niejednokrotnie okazują się sprytniejsi i szybsi w robieniu interesów. Ale, można by powiedzieć, „gdzie Amerykanin nie może, tam bomby pośle...”. Engdahl w oparciu o wiele materiałów źródłowych sugeruje, że wiele wojen plemiennych w Afryce podsycanych jest przez Stany Zjednoczone, po to m.in. by utrudnić chińską ekspansję na tych terenach. „Podczas gdy Amerykanie przyjeżdżają tu po to, żeby rzucać bomby, my jesteśmy w Sudanie, by budować drogi i wznosić gmachy i szpitale” - ta wypowiedź pewnego Chińczyka, choć pochodzi z innej książki*, dobrze oddaje klimat wojny toczącej się w Afryce.
Sytuacja jest dynamiczna i jeszcze wiele przed nami – przekonuje autor „Absolutnej dominacji”. I choć nie zawsze panuje z Engdahlem zgoda, jak choćby w kwestii oceny, wspomnianego w książce, gen. Augusto Pinocheta, który jest dla niego jedynie „klientem CIA”, to na pewno zwraca on uwagę czytelników na pewien istotny aspekt polityki, o którym współcześni komentatorzy zdają się dziś zapominać – że nie tylko Stany Zjednoczone mają w świecie swoje interesy. Te interesy ma każde państwo suwerenne, w tym także Rosja i Chiny. Dlatego nie powinniśmy się dziwić, że i one starają się realizować swoje cele, że prowadzą własną politykę, walczą o interesy swoich obywateli. Skoro Amerykanie coraz bardziej zbliżają się do granic Rosji czy Chin, normalną sprawą jest, że wywołuje to reakcję tych państw. Czy tylko Amerykanie mają prawo do robienia interesów w Afryce, a Chińczycy już nie?
I to jest właśnie ta wojna, która toczy się na naszych oczach i która zapewne nie raz nas jeszcze zaskoczy. My możemy patrzeć na nią już jedynie – wracając do terminologii Brzezińskiego - z pozycji wasala, który poza wykonywaniem rozkazów swojego pana, w innych kwestiach może co najwyżej poruszać palcem w bucie. Książka Engdahla pokazuje brutalną prawdę, że gra toczy się na innym poziomie, dla nas przewidziano w niej co najwyżej rolę poszczekującego pieska. I tylko tyle.
Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl
13 kwietnia 2015
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz