Skip to main content

A dlaczego nie raj?

podatki_raje.jpg

Co może mieć wspólnego morderca dzieci, pedofil, Mariusz T. z rajami podatkowymi? Na pierwszy rzut oka oczywiście nic. Ale europoseł PO Julia Pitera uważa inaczej. „Powinno być przeprowadzone postępowanie wyjaśniające. Jest to drugi taki przypadek” – powiedziała kilka dni temu była specjalistka od zwalczania korupcji. O co chodzi? Już po raz drugi – zdaniem europosłanki – mamy do czynienia z próbą opóźnienia publikacji konkretnej ustawy, a tym samym ze spowolnieniem wejścia jej zapisów w życie.

Pierwszy przypadek miał miejsce wtedy, gdy ważyły się losy tzw. ustawy o bestiach, czyli właśnie o wspomnianym Mariuszu T. Drugi natomiast ostatnio, a dotyczył nowelizacji ustawy podatkowej, która zawierała zapisy utrudniające transfery zysków firm działających w Polsce do tzw. rajów podatkowych. Wejście tej ustawy w życie miało się opóźnić o rok, przez co budżet państwa miał stracić – jak wyliczono – ok. 3 mld złotych. Czy to znaczy, że w Kancelarii Sejmu działa jakiś kret strzegący interesów seryjnych zabójców oraz firm lokujących zyski w rajach podatkowych? Jeśli rzeczywiście tak jest, to znaczy, że pieniądze podatników, z których przez ostatnie lata finansowane było biuro ds. zwalczania korupcji z Julią Piterą na czele, zostały wydane bardzo źle.

Skąd się biorą raje

Mniejsza jednak o to, można bowiem od razu założyć, że żaden winny nie zostanie wykryty, natomiast politycy będą mieli okazję zaprezentować się jako supermeni, którzy niczym komiksowi herosi ratują kraj z największej opresji. Minister finansów Mateusz Szczurek już zapowiedział skierowanie do Sejmu projektu ustawy, która umożliwi opodatkowanie podatkiem dochodowym od 1 stycznia 2015 r. firm, które do tej pory płaciły podatki w rajach. „Do laski marszałkowskiej trafi poselski projekt zmieniający vacatio legis ustawy, która ma ukrócić wyprowadzanie przez firmy zysków za granicę, tak by mogła ona wejść w życie od 1stycznia 2015 roku” – powiedział Szczurek.

Warto przyjrzeć się na spokojnie, dlaczego politycy, w przeciwieństwie do przedsiębiorców, tak bardzo nie lubią rajów podatkowych.

Raje podatkowe nie wzięły się znikąd. Są one odpowiedzią rynku na coraz większą ingerencję rządów w gospodarki poszczególnych państw. Rynek poszukuje dla siebie nowych przestrzeni i znajduje je tam, gdzie nikt nie próbuje go ograniczać. Nadmierne opodatkowanie, z czym mamy do czynienia np. w całej Unii Europejskiej, nie oznacza jeszcze oczywiście likwidacji rynku, jednak w znacznym stopniu powoduje jego ograniczenie. Gdy rząd pozbawia przedsiębiorców, a przez to również pracowników, znacznej części wypracowanego przez nich dochodu, źle to służy ludziom oraz całej gospodarce. Mniejsze zyski oznaczają mniejsze inwestycje, a także mniejszą konsumpcję. Hamuje to gospodarczą ekspansję firm, zwykłych ludzi zaś pozbawia możliwości życia na w miarę wysokim poziomie. Dla wielu przedsiębiorców ratunkiem jest, przynajmniej częściowa, ucieczka w szarą strefę. Również wielu pracowników woli w niej pozostawać, gdyż jest to jedyny sposób na to, by móc nieco więcej zarobić właśnie dzięki temu, że nie trzeba dzielić się dochodami z drapieżnym fiskusem.

Działanie w szarej strefie zawsze jednak obarczone jest sporym ryzykiem. W przypadku nakrycia przez służby państwowe ponieść można konsekwencje karno-skarbowe. Również w odbiorze społecznym przedsiębiorca, który funkcjonował w szarej strefie, postrzegany jest jako oszust, cwaniak, przestępca czy wyzyskiwacz. W kreowaniu takiego wizerunku bardzo pomocne są media, które z lubością opisują, ile to milionów z tytułu niezapłaconych podatków stracił budżet państwa z powodu działalności takich „wyzyskiwaczy”.

Absurdalne zalecenia OECD

Raje podatkowe, jeśli spojrzymy na nie z tej perspektywy, nie są niczym innym jak taką właśnie szarą strefą, tyle że stwarzającą firmom legalne możliwości optymalizacji zysków. Charakteryzuje je to, że oferują inwestorom bardzo niskie podatki, do minimum redukują formalności związane z rejestracją firm i nie komplikują im życia nadmiarem biurokratycznych regulacji. Stanowią więc zaprzeczenie tego, z czym mamy do czynienia w gospodarkach większości państw zachodnich, o których coraz częściej mówi się, że są przeregulowane i dławione z powodu nadmiernego opodatkowania. Z rajami podatkowymi najczęściej kojarzą się tak egzotyczne kraje jak np. Bermudy, Barbados, Kajmany, Panama czy Wyspy Dziewicze, jednak warto wiedzieć, że również w Europie są miejsca, które posiadają miano podatkowych przystani, takie chociażby jak Księstwo Liechtenstein czy Monako. Za europejski kraj stwarzający atrakcyjne warunki opodatkowania dla zagranicznych podmiotów uchodzi także Szwajcaria, a od niedawna Wielka Brytania, gdzie swoje siedziby coraz częściej zaczynają przenosić chociażby wielkie firmy amerykańskie.

Już od wielu lat zwalczaniem rajów podatkowych zajmuje się Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Kilkanaście lat temu w jednym z raportów pisała ona o prowadzonych przez raje „szkodliwych praktykach podatkowych”, apelując do nich, by zaczęły stosować się do „międzynarodowych standardów podatkowych”. OECD ostrzegała jednocześnie, że jeśli nie zastosują się do „rad” Organizacji, wówczas może to zmusić rządy poszczególnych państw do wprowadzenia u siebie „konkurencyjnych systemów podatkowych”, które okażą się atrakcyjniejsze od tych oferowanych przez raje. Nie wiedzieć jednak czemu, OECD określa ten proces mianem „wyścigu na dno”, tak jakby coś złego było w tym, że firmy inwestują swoje środki tam, gdzie oferuje im się najkorzystniejsze warunki. Wniosek z raportu OECD wydawać się może dość niezrozumiały: złe systemy to te, gdzie obowiązuje proste prawo, niskie podatki, minimalna biurokracja i gdzie klimat dla przedsiębiorczości jest przychylny. Czy ma to coś wspólnego z logiką i zdrowym rozsądkiem?

Prawdziwe wyzwanie dla polityków

Pozostaje oczywiście pytanie, kto najbardziej na tej optymalizacji korzysta. Nie jest prawdą, że siedziby swoich firm zakładają w rajach podatkowych wyłącznie wielkie koncerny i korporacje. Coraz więcej zwykłych Polaków przenosi swoje biznesy np. do Wielkiej Brytanii, ratując się chociażby przed wysokim ZUS-em. Jednak „wielkim” jest zapewne dużo łatwiej. Kilka miesięcy temu media podały, że w rajach działają takie firmy jak sieć sklepów z artykułami AGD/RTV Avans, właściciel sieci obuwniczej CCC, firma Komputronik, Perła Browary Lubelskie czy nawet gigant ochroniarski – Impel. Z możliwości transferowania zysków do rajów korzystają też zapewne wielkie koncerny zagraniczne czy banki. Także czołówka z tzw. listy najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”, czyli Jan Kulczyk, Zygmunt Solorz, Jerzy Starak czy Leszek Czarnecki przynajmniej część podatków płacą za granicą (Kulczyk i Starak w Szwajcarii, gdzie na stałe zamieszkują).

Wydaje się to oczywiście niesprawiedliwe, jeśli spojrzymy na los tysięcy małych krajowych przedsiębiorców, którzy nie mają nawet czasu na to, by zainteresować się możliwościami przeniesienia biur za granicę bądź zwyczajnie ich na to nie stać. Trudno zresztą wyobrazić sobie, że właściciel osiedlowego warzywniaka przenosi się nagle do raju podatkowego. Ci ludzie muszą niestety nieść na swoich barkach ciężar prowadzenia biznesu tu, w kraju, znosząc wszystkie podatkowe haracze i biurokratyczne niedogodności, bądź umykać do szarej strefy, narażając się na konsekwencje prawne. Dlatego rada dla polityków może być tylko jedna: zamiast stroić się w szatki komiksowych supermenów i marnować czas oraz energię na walkę z rajami podatkowymi, stwórzcie taki raj tu, na miejscu! Nie wsłuchujcie się w to, co nakazuje OECD w swoich absurdalnych raportach, lecz kierujcie się interesem własnych obywateli, którzy was utrzymują. A oni potrzebują właśnie, niczym tlenu, prostego prawa, niskich podatków, redukcji biurokratycznych regulacji i sprzyjającej przedsiębiorczości atmosfery. Walcząc z rajami podatkowymi, może uratujecie te 3 mld złotych. Jednak w niczym nie ulży to zwykłym ludziom prowadzącym w kraju biznesy, a jedynie wam przyniesie dodatkowe środki na zmarnotrawienie.

Jeśli jednak politycy nie zechcą wysłuchać tego apelu i będą kontynuować walkę z rajami podatkowymi, to sugeruję, by zaczęli od siebie. Bo takiego raju, jaki sobie stworzyli, chyba nigdzie nie znajdziemy. Nie dość, że dieta polskich parlamentarzystów zwolniona jest z podatku dochodowego, to również polscy europarlamentarzyści nie muszą płacić 32-procentowego podatku dochodowego w Polsce, a jedynie 19-procentowy do budżetu Brukseli. Nie wspomnę już o pensjach komisarzy unijnych i szefa Rady Europejskiej, którzy w ogóle nie płacą podatku dochodowego, obrastając ponadto ze wszystkich stron licznymi przywilejami, ot, choćby gwarancją wysokiej emerytury w przyszłości. To jest dopiero podatkowy raj…

Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl

Tekst ukazał się w Naszym Dzienniku z 17 października 2014 roku.

5
Ocena: 5 (5 głosów)
Twoja ocena: Brak

To recepta prosta na kłopoty budżetowe Polski

5

Proste jak konstrukcja kowadła, tylko trzeba chcieć i móc. A tego niestety po naszej władzy, niestety nie należy się spodziewać. Bo trzeba ją sprawować suwerennie.

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.