Media co jakiś czas obwieszczają nam radosną nowinę: kryzys już się kończy, o ile już się nie skończył! Strefa euro przetrwała, a nawet się wzmocniła. Wspólna waluta zdała egzamin i nic, tylko ją przyjmować tam, gdzie jeszcze przyjęta nie jest!
Rzeczywiście, na pozór może się wydawać, że zamieszanie wokół kryzysu nieco jakby przycichło, a szef Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi zapowiedział niedawno, że w Europie już jest dobrze, jednak nadal trzeba robić wszystko, aby było jeszcze lepiej. Czyli kontynuować politykę tzw. poluzowania ilościowego czyli dodruku pieniądza.
Zastanawiam się, czy w sytuacji, kiedy jest „tak dobrze”, stosowne jest zachęcanie naszych Czytelników do sięgnięcia po książkę Bruno Banduleta „Ostatnie lata euro”. Już sam tytuł sugeruje bowiem, że obraz przedstawiany przez oficjalne media nie jest wcale taki słodki jak mogłoby się wydawać. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że książka wydana została w Polsce przez Wydawnictwo WEKTORY w 2011 roku, nie można wykluczyć, że Bruno Bandulet się pomylił i że walutę euro istotnie czeka świetlana przyszłość, a do „ostatnich lat” jest jej jeszcze bardzo daleko.
Autor książki, Bruno Bandulet to niemiecki publicysta ekonomiczny, który w akcję przeciwko wspólnej walucie i przyjmowaniu jej przez Niemcy angażował się już w latach 90-tych XX wieku. Działał wówczas w ruchu o nazwie Związek Wolnych Obywateli. Sprzeciwiał się on przystąpieniu Niemiec do unii walutowej i obstawał za zachowaniem marki oraz opowiadał się za zorganizowaną jako związek państw Europą Ojczyzn. Ruch poniósł wówczas klęskę.
Bandulet analizuje w swojej książce przyczyny kryzysu finansowego, dokładnie opisuje przypadek Grecji, która fałszowała swoje dane gospodarcze, w czym aktywnie pomagał jej wielki banki inwestycyjny Goldman Sachs. Dzięki tym fałszerstwom udało się stworzyć pozory, że kraj ten jest przygotowany do przyjęcia wspólnej waluty. Ale jak zaznacza autor, nie tylko Grecja nie spełniała kryteriów ustanowionych traktatem z Maastricht. Kryteriów tych nie spełniały tak naprawdę nawet Niemcy. Wspólna waluta ufundowana została już u swych podstaw na kłamstwie. Parcie na jej wprowadzenie było tak wielkie, że złamano kryteria, które wcześniej z pompą uchwalano. Bandulet piętnuje w swojej książce eurokratów za to, że uczynili ze wspólnej waluty oręż ideologiczny, mający służyć szybszej integracji politycznej i podporządkowaniu mniejszych państw większym.
Choć Niemcy – według Banduleta – mogą odczuwać pozory mocarstwowości, że to one rozdają w Unii karty, czas może okazać się bezlitosny również dla nich. Wzięcie na swe barki odpowiedzialności za całą Unię, a zwłaszcza za strefę euro może się okazać nie do wytrzymania na dłuższą metę. „Na horyzoncie nie widać happy endu. Z pewnością rząd niemiecki mógł być wierny literze i duchowi traktatów, trzymać się ustalonej w traktacie z Maastricht zasadzie, że każdy sam odpowiada za swoje długi. (…) Czy rząd federalny w ogóle poważnie zajmował się kwestią kogo trzeba będzie wesprzeć po Grecji? Gdzie leżą granice możliwości finansowych Niemiec?” – pyta Bandulet.
Jak wspomniałem na wstępie, Bandulet napisał swoją książkę ponad 2 lata temu, w czasie gdy w Grecji wrzało, media z dużym natężeniem podsycały atmosferę kryzysu, zaś agencje ratingowe co kilka godzin ogłaszały swoje prognozy rentowności poszczególnych krajów Unii Europejskiej, wpływając tym samym na reakcje tzw. inwestorów giełdowych. Dziś jest nieco spokojniej, nawet agencje ratingowe pochowały się gdzieś po norach. W Grecji po raz pierwszy od dłuższego czasu ogłoszono zaś nadwyżkę budżetową, nieśmiało dodając, że wzięła się ona … z dotacji zewnętrznych. Czy zatem praca Banduleta nadaje się już tylko do archiwum, na półkę z książkami dla oszołomów? Nie sądzę, ponieważ przyczyna, która doprowadziła do zawirowań na rynkach, do recesji w kilku krajach i do namnożenia się niemożliwych praktycznie do spłacenia długów, nie została usunięta. Obserwując poczynania eurokratów, unijnych polityków oraz największych bankierów, z centralnym unijnym bankierem, Mario Draghi na czele, można być raczej pewnym, że za jakiś czas będziemy mieć powtórkę z historii. Tyle że „Kryzys – Reaktywacja” okazać się może znacznie bardziej nieprzewidywalny i dynamiczniejszy niż ten, z którym mieliśmy do czynienia dotychczas. Najlepiej jednak będzie samemu sięgnąć po książkę i wyciągnąć z niej własne wnioski.
Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl
7 września 2013
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz