Wybory we Włoszech nie przyniosły zdecydowanego zwycięstwa któregoś z ugrupowań. Wygrała co prawda centrolewica, jednak nie zdobyła na tyle silnego poparcia, by móc samodzielnie rządzić. Ugrupowanie Berlusconiego zajęło drugą pozycję.
Dotychczasowy premier Mario Monti może mówić o klęsce. Gdyby nawet zebrać do kupy centrolewicę i jego, zmontowanie większościowej koalicji jest raczej niemożliwe. Czy lider lewicy będzie chciał układać się z partią włoskiego komika Beppe Grillo? I czy ten drugi w ogóle by tego chciał? Ciekawe, że Berlusconi nie wykluczył koalicji z centrolewicą. „Musimy się namyślić” – stwierdził.
Niemiecka prasa ostro zaatakowała dziś Włochów za to, że wybrali „populistów”. Jednocześnie wszyscy żałują Montiego, dodając jednocześnie, że popełnił błąd polegający na tym, iż nie powiedział Włochom całej prawdy o sytuacji w jakiej się znajdują. A ta jest ponoć gorsza od tego, co im się wydaje. Czyli Italia buja w obłokach…
Jaki zatem jest możliwy scenariusz we Włoszech? Nie zdziwię się, jeśli powtórzy się sytuacji sprzed roku z Grecji. Gdy wygrały ugrupowania wrogo nastawione do Brukseli, które jednak nie były w stanie utworzyć rządu, ponownie rozpisano wybory. Dano sobie czas na propagandę strachu. Straszono Greków (robiła to cała Unia Europejska), że ich kraj popadnie w bardzo poważne kłopoty jeśli ponownie wybiorą radykałów. Poskutkowało… Przypuszczam, że teraz może być podobnie. Koalicja we Włoszech nie powstanie i ogłoszone zostaną kolejne wybory. Uniobiurokraci tym razem czasu nie zmarnują. Na tyle skutecznie zamącą Włochom w głowach, że ci nie wybiorą już „populistów”. I wszystko zakończy się – jak to często podkreśla Stanisław Michalkiewicz – wesołym oberkiem.
Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl
26 lutego 2013
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz