List otwarty naukowca z dyskredytowanej (niewygodnej?) Filii Uniwersytetu przymiotnikowego do Wicestarosty Powiatu Piotrkowskiego, p. Zbigniewa Zięby.
Szanowny Panie Starosto,
Publikując poniższy tekst, pragnę w pierwszym rzędzie zaznaczyć, iż napisałem go wyłącznie w imieniu własnym, choć zdaję sobie doskonale sprawę, że w swych odczuciach nie będę odosobniony.
Z wielkim zdumieniem wysłuchałem przemowy Pana Starosty podczas inauguracji roku akademickiego UJK. Z jeszcze większym przeczytałem tekst na piotrkowskim portalu trybunalscy.pl. Zdecydowałem się zabrać głos, gdyż moim zdaniem to od przedstawiciela władzy samorządowej (niezależnie od opcji politycznej) bardziej niż od kogokolwiek innego należałoby domagać się znajomości realiów społecznych, gospodarczych, a przede wszystkim prawnych. Należy również wymagać od tegoż przedstawiciela elementarnej dbałości o interes i szacunku wobec mieszkańców powiatu, notabene potencjalnych Pańskich wyborców. Ponadto uważam, że traktuje Pan kwestię uniwersyteckości naszego ośrodka instrumentalnie (i obraźliwie), poruszając w dodatku zagadnienia, które bądź są Panu zupełnie obce, bądź na które nie ma Pan żadnego wpływu (są zatem dla Pana bezpieczne politycznie). Natomiast nawet nie zająknął się Pan na temat kwestii, których podniesienie nie dość, że leży w Pana kompetencjach, to jeszcze ich realizacja mogłaby wpłynąć na faktyczny rozwój szkolnictwa wyższego w Piotrkowie.
Przede wszystkim zapytuję o cel wypowiedzi Pana Starosty? Czy to przejaw zwykłego malkontenctwa, czy też zadawnionych kompleksów? Jeśli za powyżej przywołanymi wypowiedziami kryją się cele polityczne, wypada mi jedynie złożyć wyrazy ubolewania. Po pierwsze, z racji niewiedzy jaką Pan prezentuje, po drugie, z powodu sposobu uprawiania przez Pana polityki.
Przede wszystkim zauważam, że temat uniwersyteckości Piotrkowa i umiejscowienia w niej Filii UJK porusza Pan Starosta ochoczo. Niemal zawsze w negatywnej konotacji. Wypadałoby zatem zadbać o rzetelność swej wiedzy. Już w pierwszym zdaniu pisze Pan o „filii kieleckiej uczelni pedagogicznej”. Tymczasem i macierz w Kielcach i Filia w Piotrkowie już dawno (bo w 2000 r.) zatraciły charakter uczelni pedagogicznej. Zaliczenie socjologii, ekonomii, czy nauk politycznych do kierunków pedagogicznych to klasyczny przejaw ignorancji. Cytuję dalsze słowa Pana Starosty: „Rok akademicki 2008/2009 jest pierwszym gdy uczelnia ma prawo do nowego szyldu: Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy Jana Kochanowskiego. Zmiana nazwy to nobilitacja i nowe perspektywy ale dla macierzy w piotrkowska filia nadal musi czapkować przed centralą” (cytat dosłowny). Tego rodzaju argumenty – w mym przekonaniu – mogły wyjść chyba wyłącznie od osoby o wielkich kompleksach, zmuszonej na co dzień do „czapkowania”, natomiast przykładanie tej miary do uniwersyteckości Filii ma się jak strzelanie ze ślepaków do szarżującego niedźwiedzia. Zmiana STATUSU to nowe perspektywy dla nas, społeczności akademickiej, naukowców i studentów. Dla naukowców – bo przekształcenie otwiera szerszy dostęp do ubiegania się o środki na badania i stawia nas na innej pozycji w międzyuniwersyteckiej rywalizacji (dla niezorientowanych: nawet bez statusu Uniwersytetu, gdy tylko stwarzano uczciwe warunki konkursów, niejednokrotnie z tej batalii nasi naukowcy wychodzili zwycięsko, zostawiając w polu przedstawicieli rzekomo bardziej renomowanych ośrodków). Dla studentów – bo DYPLOM PAŃSTWOWEGO UNIWERSYTETU stawia ich w znacznie lepszej sytuacji niż posiadaczy podobnych dokumentów, wystawionych przez wyższe szkoły zawodowe, akademie, nie mówiąc już o większości szkół prywatnych, od poziomu których Piotrkowską Filię UJK dzielą lata świetlne. Pan Starosta najwyraźniej nie odróżnia czapkowania, od harmonijnej współpracy. O samodzielną uczelnię w Piotrkowie walczył zawzięcie b. Rektor, prof. Jerzy Kukulski. Walczył do momentu, gdy okazało się, że w obecnych realiach ustrojowych usamodzielnienie oznacza jedno: DEGRADACJĘ (!!!!) do poziomu wyższej szkoły zawodowej. Choć Rektor J. Kukulski starał się forsować tworzenie samodzielnej WSZ, traktując niezależność od centrali jako wartość samą w sobie, napotkał wówczas sprzeciw większości wykładowców, myślących głównie o interesie studentów. Od czasów rektorowania prof. Czesława Grzelaka nie walczy się o samodzielność, bo jasno widać, że cele Filii nie są przeciwstawne celom Centrali, a status uniwersytetu jedynie pomaga w ich osiągnięciu. Podobnie – co Pan Starosta miał możliwość zaobserwować podczas Inauguracji – myślą obecne władze.
Pan Starosta napisał: „Przypisanie do Uniwersytetu Łódzkiego byłoby zdecydowanie bardziej logiczne”. Być może, lecz bez szerszego uargumentowania, co Pan Starosta miał na myśli, jest to jedynie pustosłowie. Czy program i treści nauczania wyglądałyby inaczej, gdyby w Piotrkowie była Filia UŁ a nie UJK? Na pewno nie, bo o tym decydują stosowne rozporządzenia Ministra Nauki.
Kolejny mit, który rozpowszechnia Pan Starosta: „Kielecka centrala, dzięki osobistemu zaangażowaniu wicepremiera Przemysława Gosiewskiego i senatora Adama Massalskiego, zmieniła szyld, czym się kielczanie chlubią, ale Piotrków nada (sic!) filialny”. Wygląda na to, że – według Pana – uniwersyteckość zawdzięczamy jedynie dwóm prominentnym politykom PiS. Zapewne pominięcie przedstawicieli innych formacji, którzy lobbowali na rzecz Uniwersytetu w Kielcach i Piotrkowie nastąpiło przez zwykłe przeoczenie. Tymczasem, choć faktycznie premier Gosiewski stał na czele komitetu honorowego, elementarna uczciwość nakazuje wśród parlamentarzystów świętokrzyskich wymienić również Konstantego Miodowicza z PO i Andrzeja Pałysa z PSL. Pan Starosta również zapewne przez zwykłe przeoczenie „zapomniał” o wkładzie parlamentarzystów piotrkowskich, w tym o osobistym zaangażowaniu w podniesienie statusu Filii marszałka Marka Jurka. Również uczciwość nakazuje wymienić starania posłów H. Molki, E. Radziszewskiej i A. Ostrowskiego, nawet jeżeli ich zabiegi ograniczały się czasem jedynie do symbolicznego udziału w tej czy innej inicjatywie. Również zapewne przez przeoczenie nie wymienił Pan zasług działaczy samorządowych, tak świętokrzyskich, jak i piotrkowskich. Przede wszystkim jednak trzeba podkreślić, że politycy nie mieliby o czym decydować, gdybyśmy to MY, jako społeczność (dziś) uniwersytecka NIE SPEŁNILI WARUNKÓW PRZEWIDZIANYCH W USTAWIE O SZKOLNICTWIE WYŻSZYM. Gdyby Pan Starosta miał elementarne pojęcie o tym, jak rygorystyczne wymogi stawia ustawa, może głębiej przemyślałby swoją wypowiedź. Tym bardziej, że za każdym zdobytym elementem przybliżającym do osiągnięcia statusu Uniwersytetu (składają się na to: ilość uprawnień do nadawania stopni i tytułów naukowych, ilość prowadzonych kierunków studiów, jakość prowadzonych zajęć i wartość dorobku naukowego), stał wieloletni wysiłek naukowców (również piotrkowskich) i zaangażowanie studentów. To wszystko są czynniki bardzo łatwo weryfikowalne i transparentne. Wystarczy w internecie sprawdzić, że wszystkie prowadzone w Filii kierunki studiów otrzymały najwyższe noty od Państwowej Komisji Akredytacyjnej, że kadra posiada drugi stopień kategoryzacji (wyższy posiadają jedynie UW, UWr, UJ, UAM i UMCS), że aktywność studentów wykracza znacznie poza ich obowiązki.
Kolejna zagadka w tekście Pana Starosty to fragment: „Lata mijają, a My wciąż filialni”. Jacy My, Panie Starosto? Wszak uczelnia – jak mawiał Andrzej Frycz Modrzewski – to ludzie i księgi. A Pan nigdy nie należał (ani jako student, ani jako wykładowca) do akademickiego Piotrkowa, więc skąd to nagłe utożsamienie się. Nie powinno być dla Pana tajemnicą, że nie jest Pan ulubieńcem piotrkowskich żaków (a jest to określenie bardzo delikatne). Stan taki trwa od czasu, gdy będąc gościem studentów w trakcie organizowanej przez nich konferencji określił Pan swoje uczestnictwo w sesji jako stratę czasu. Stało się tak tylko dlatego, że nie podobał się Panu jeden z referatów (nawiasem mówiąc, nie był Pan jedynym, któremu referat się nie podobał, ale był Pan jedynym, który otwarcie zdezawuował wysiłek wszystkich pozostałych uczestników sympozjum). Nie powinien Pan być chyba zdziwiony tym, że My, jako wykładowcy dumni ze swych wychowanków, w pełni się z nimi solidaryzujemy. Tym bardziej, że ze strony Pana spotyka nas wyłącznie dezawuowanie naszych wysiłków, a z Pana wypowiedzi nie po raz pierwszy przebija brak szacunku dla naszej pracy i osiągnięć.
Czy bycie FILIĄ UNIWERSYTETU to coś złego? Odbijając piłeczkę zapytam, czy zadał Pan sobie trud porównania, jak wypada choćby SAMODZIELNA Akademia Jana Długosza (uczelnia, na której zdobył Pan wykształcenie) na tle deprecjonowanej przez Pana piotrkowskiej Filii? A przecież wystarczyłoby wyzyskać dane powszechnie dostępne w Internecie. Czy ma Pan świadomość, ilu studentów Akademii Długosza, a ilu Filii w ciągu ostatnich dziesięciu lat sięgało po ogólnopolskie nagrody za wybitne osiągnięcia naukowe (tymczasem gdyby rozpatrywać ten problem w kategoriach sportowych, rzec by można, że w rywalizacji AJD z Filią UJK ostateczny wynik to 3:0 dla piotrkowian); podobnie ilu pracowników nauki w ostatnim okresie czasu zdobywało nagrody ministra (tym razem 2:0 dla Filii); po ilu Częstochowian, a po ilu Piotrkowian sięgnęli decydenci Państwa przy okazji tworzenia różnych grup eksperckich (znów 7:2 dla Filii, na marginesie można jedynie przypomnieć, że tylko w ostatnim roku dwóch naukowców z Instytutu Stosunków Międzynarodowych zostało powołanych na stanowiska rządowe w randze podsekretarzy stanu: dr Piotr Solarz do centrali MSZ i dr Piotr Kobza – nominacja na vice ambasadora w Oslo); w ilu międzynarodowych i krajowych projektach subsydiowanych kierownikami są lub byli naukowcy z Częstochowy, a w ilu z Piotrkowa (niestety Panie Starosto, znów 11:4 dla Filii). Czy zna pan stosunek nazwisk naukowców z Filii do pracowników Akademii z Częstochowy, jaki odnotowuje Dział Informacji Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych, ustalający ranking ilości cytowań w obiegu naukowym (na 300 tys. nazwisk z bazy danych wymienionych tam jest 12 Piotrkowian, podczas gdy Częstochowian tylko 5). Być może znajdą się inne kryteria, w których Akademia Długosza wypadnie lepiej, ale tak się składa, że te powyżej przywołane są miarodajnymi parametrami oceny jakości kształcenia i działalności naukowej. Czy to oznacza, że czujemy się lepsi od Akademii Długosza? Bynajmniej. Kolegom i Studentom z Częstochowy, jak zresztą z wszystkich innych ośrodków życzymy jak najlepiej, ale też nie widzimy powodu, abyśmy My, tzn. naukowcy i studenci z Piotrkowa, byli deprecjonowani w ten sposób, jak to czyni Pan Starosta. Jeśli osobiście mam być dyskredytowany, to proszę mi obiektywnie wykazać, że jestem złym nauczycielem, jeszcze gorszym naukowcem, bo publikuję rzeczy słabe, nie cenione w innych ośrodkach krajowych i zagranicznych, tym samym, że zatrzymałem się w swym rozwoju. Zaś aprioryczne traktowanie z góry nas wszystkich – naukowców i studentów – tylko dlatego, że PRACUJEMY I STUDIUJEMY W FILII, A NIE W SAMODZIELNYM OŚRODKU AKADEMICKIM – osobiście mogę jedynie potraktować jako przejaw braku wiedzy lub złej woli, albo też arogancji.
Warto przy tej okazji zapytać, komu przeszkadza Filia UJK w Piotrkowie? Raczej nie mieszkańcom, zwłaszcza prowadzącym działalność gospodarczą. Dość wspomnieć, że student i naukowiec to z definicji konsumpcjoniści. Wydają pieniądze w sklepach, korzystają z drobnej gastronomii, usług (wystarczy zapytać właścicieli punktów ksero, jakie byłyby ich obroty, gdyby nie studenci), jeżdżą busami i MZK-ami. Z badań przeprowadzonych przed trzema laty wynika, że sami studenci zostawili w mieście ok. 7 mln. zł w ciągu roku. Część z tych pieniędzy zasiliła (w formie podatków pośrednich i bezpośrednich) kasę miasta, ale też i okolicznych gmin. Należy też zadać pytanie, ile miejsc pracy w Piotrkowie i okolicach istnieje dzięki uczelni (nawet o statusie Filii) i czy istniałyby, gdyby uczelni nie było? Podobnie rzecz się ma z wykładowcami, których większość robi w Piotrkowie zarówno zakupy codzienne, jak i te, związane z działalnością naukową. Komu zatem najbardziej przeszkadza uczelnia? Z dotychczasowych doświadczeń wynika, że Filia jest niewygodna przede wszystkim dla części polityków (niezależnie od opcji partyjnej), którym trudniej poruszać się w sferze argumentów, mając za odbiorców młodych i dobrze wykształconych ludzi, nie dających się podciągnąć pod zasadę „ciemny lud to kupi”. Tej grupie przeszkadzają również naukowcy, przede wszystkim politologowie (uprawiający recenzję bieżących poczynań polityków i przeprowadzający badania opinii, w których spora grupa osób uznających się za luminarzy życia publicznego wypada źle albo bardzo źle) i historycy (których efekty badań – zwłaszcza dotyczących najmniej odległych czasów – pozostają w sprzeczności z treściami przekazywanymi na użytek polityczny). Czy komuś jeszcze… W każdym razie, jeśli tak jest, to potencjalni antagoniści nie zdążyli się jeszcze ujawnić.
Pan Starosta postawił pytanie: Czy nie nadszedł czas, by zintensyfikować działania dla ulokowania w Piotrkowie państwowej uczelni wyższej? Czy nie lepiej być centralą państwowej szkoły wyższej niż filią uniwersytetu przymiotnikowego? I w obecnym stanie prawnym odpowiedź wydaje się jasna: jeśli nie będzie filii Uniwersytetu, to Piotrkowowi pozostanie jedynie marna Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa, która nie wiadomo jak długo się utrzyma. Chyba tylko dla mocno niezorientowanych pozostaje wciąż tajemnicą, że na rynku akademickim „ruchy transferowe” są przynajmniej tak samo intensywne, jak w piłkarskiej ekstraklasie. Naukowcom nie są oferowane aż tak wielkie pieniądze w formie bezpośredniej, a konkurencyjne ośrodki kuszą przede wszystkim możliwościami rozwoju naukowego. Państwowe Wyższe Szkoły Zawodowe to przede wszystkim zakłady dydaktyczne, nie nastawione na prowadzenie badań, więc zapewne odpływ naukowców do innych ośrodków nastąpiłby jeszcze szybciej, niż przenosiny piłkarzy Piotrcovii do Szczecina. Ja postawiłbym pytanie inaczej: Czy gdyby taki scenariusz miał się zrealizować, byłoby to z korzyścią dla miasta i powiatu?
Jaki wpływ ma Pan Starosta na większość wyżej poruszanych zagadnień? Bezpośrednia i najprostsza odpowiedź brzmi: ŻADEN, bo rozwiązanie tych kwestii należy do władz państwowych a nie samorządowych. Tak jest jednak tylko pozornie, bo sama idea budowy samodzielnej uczelni, choć raczej szedłbym w kierunku nazwania jej ideą budowy silnego ośrodka, jest jak najbardziej chwalebna. I tu Pan Starosta ma pełne pole do popisu, by zaznaczyć swój współudział. Patrząc na prowadzone przeze mnie od 7 lat seminarium, mogę z czystym sumieniem wskazać, że spośród osób, które wybijały się wiedzą i zdolnościami, odznaczyły się w mej pamięci trzy. Żadna nie pochodziła z wielkich miast naszego województwa. Byli to młodzi mieszkańcy Gazomni Nowej, Gorzkowic i Łęk Królewskich – a więc pochodzący z bardzo małych miejscowości zarządzanego przez Pana powiatu. Zapewne nawet ich sąsiedzi mają mgliste pojęcie o tym, że na co dzień stykają się z utalentowanymi ludźmi. Może zamiast uprawiać pustosłowie i deprecjonować dotychczasowy wysiłek społeczności UJK, należałoby pomyśleć o realnym działaniu np. o stworzeniu systemu stypendiów, który promowałby tych – i im podobnych – młodych mieszkańców powiatu. Wszak nie tylko w nauce o tym kto nas zastąpi, winniśmy myśleć już teraz. Zdynamizowanie rozwoju kadr już w ciągu kilku lat może zaowocować spełnieniem wymogów stawianych samodzielnemu silnemu ośrodkowi. Nie mam jednak złudzeń, że projekt ten – jak zresztą wiele innych wysuwanych przez Filię UJK – pozostanie bez echa. Regułą pozostaje bowiem, że łatwiej zbijać polityczne punkty dyskredytując wysiłek innych, niż wnieść swój realny wkład w coś, co ma służyć szerszemu ogółowi.
Zgadzam się z Panem co do jednego. Napisał Pan: Środowisko akademickie naszego miasta krzepnie. Zapomniał Pan dodać – zapewne znowu przez zwykłe przeoczenie – że minimalna w tym zasługa polityków, których większość nie potrafi ogarnąć przestrzeni czasowej w zakresie większym niż koniec bieżącej kadencji. Na koniec, pozwoli Pan, że odnosząc się do wszystkich dyskredytujących środowisko akademickie Piotrkowa, zaproponuję zasadę: Uniwersytet w Piotrkowie – pomóżcie albo nie przeszkadzajcie.
Arkadiusz Adamczyk
politolog, historyk UJK Filia Piotrków Trybunalski
p.o. kierownika Zakładu Doktryn Politycznych i Dyplomacji
17 października 2008
PS. Korzystając z okazji, chciałbym odnieść się do jeszcze jednego głosu z portalu trybunalscy.pl., na temat potrzeby ulokowania w Piotrkowie uczelni technicznej, który też odczytuję jako przejaw dyskredytowania Filii i jej studentów [jego autor napisał: czy w Piotrkowie będzie filia Kielc czy samodzielna uczelnia o tym samym profilu (humanistycznym) w niczym nie zmieni szans Piotrkowa na szybszy rozwój ani na zmianę postrzegania miasta przez potencjalnych studentów]. Zejdźmy na ziemię spod chmur. Zapytuję Autora, jakimi środkami na uruchomienie proponowanej uczelni dysponuje, albo też jak widzi w perspektywie możliwość ich pozyskania. Dość wspomnieć, że jeden, najmniej kosztochłonny wydział Politechniki Radomskiej dysponuje budżetem 9-krotnie wyższym niż środki całej Filii UJK, a przeciętny wydział Politechniki Łódzkiej niemal 12-krotnym. Samo stworzenie zaplecza DWUWYDZIAŁOWEJ uczelni inżynierskiej (zakładając, że miasto czy powiat odda jakieś budynki bezpłatnie), w postaci laboratoriów, sprzętu, biblioteki, to koszt rzędu co najmniej 120 mln zł (wszak nie będzie się kształcić studentów na zabytkach techniki – co wymaga urządzeń najwyższej jakości). Nie liczymy w tym momencie takich „drobiazgów”, jak mieszkania dla kadry, uposażenia, środki na dydaktykę i badania, koszty prądu, telefonów, papieru toaletowego, mydła itp., co w przypadku zabezpieczenia ciągłości procesu w naukach eksperymentalnych oznacza konieczność dysponowania budżetem rzędu 40-60 mln zł. rocznie.
Ponadto wraca kwestia, ilu inżynierów znalazłoby zatrudnienie w Piotrkowie i jakie są w tym momencie potrzeby? Czy uzasadniają one konieczność sytuowania kosztochłonnej uczelni o profilu technicznym? Zapewne potrzeba takich ludzi, ale miasto i powiat już w obecnym stanie prawnym maja możliwości wytworzenia instrumentów zachęcających do podjęcia studiów inżynierskich przez Piotrkowian w innych ośrodkach i wiązania późniejszych absolwentów z regionem. Na całym świecie służą temu stypendia fundowane przez organa samorządowe. Student pobiera je w czasie studiów, a po ich ukończeniu ma wybór: albo przepracować okres wskazany przez fundatora (np. 10 letni, po którym stypendium ulega umorzeniu), albo wybrać innego pracodawcę i zwrócić pobrane pieniądze. Czym się kończą nieprzemyślane, „mocarstwowe” próby lokowania konstruowanych ad hoc wydziałów technicznych, pokazuje choćby przykład oddziału Politechniki w sąsiednim, dużo bogatszym od Piotrkowa, Bełchatowie. Natomiast (posiłkując się użytym przez Pana sformułowaniem) jedynie jako teoretyk od badań podstawowych postawię hipotezę, że zupełnie inny byłby obraz regionu (z miastem może nie jest aż tak źle, choć zawsze mogłoby być lepiej), gdyby zechciano wykorzystać wiedzę tych, których kształcimy, zwłaszcza w zakresie zarządzania czy znajomości realiów europejskich. Przesłanka: proszę wejść do gmachu Starostwa i załatwić coś sprawnie choćby w wydziale komunikacyjnym.
Poza tym, czy szkoła inżynierska to jedyna droga do dobrze płatnych posad? Wystarczy wykorzystać internet i sprawdzić wykształcenie osób na wykazach najlepiej zarabiających, a utrzymujących się z pracy najemnej, by bez problemu obalić tę tezę. Poza tym twierdzenie, iż Piotrków bardziej potrzebuje inżynierów budownictwa niż specjalistów od logistyki (przy takim, a nie innym położeniu miasta) osobiście uważam za co najmniej karkołomne. I jeszcze jedna kwestia. Doświadczenia wykształconych przez nas humanistów stanowią potwierdzenie ich uniwersalności i zdolności asymilacyjnych na rynku pracy. Śmiem natomiast wątpić, czy technokratyczne nawyki wyniesione z uczelni technicznych pozwalają ich absolwentom na równie łatwe dostosowanie się do tak dynamicznie zmieniających się realiów.
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
Szanowny Panie, Poczułem
Szanowny Panie,
Poczułem się wywołany do tablicy i w kilku zdaniach odniosę się do Pańskiego wywodu. W tekście mojego autorstwa nie ma w żadnym fragmencie mowy o dyskredytowaniu piotrkowskiego środowiska akademickiego, wręcz przeciwnie. Doceniam i z wielką estymą odnoszę się społeczności akademickiej Piotrkowa. Miejscowa filia uniwersytetu przymiotnikowego posiada niekwestionowany dorobek znaczący nawet w skali kraju, co raczył Pan przypomnieć porównując z innymi uczelniami. Czytając mój tekst dokonał Pan nadinterpretacji dostrzegając nieistniejące drugie dno, oczyma wyobraźni dostrzegł Pan płaszczyznę której tam nie ma. Zastanawia mnie Pańska opinia “niewygodnej” filii. Dla kogo i z jakich powodów jest w Pana opinii niewygodna.
Cieczy fakt, że przypomina Pan osobiste zaangażowanie “prominentnych polityków PiS” w uniwersyteckość akademickiej macierzy, przy jednoczesnej świadomości, iż o staraniach takich mówili także politycy innych formacji.
Dziś powtarzam: Piotrków zasługuje by w tym mieście swą siedzibę posiadała państwowa uczelnia wyższa. Zdecydowanie opowiadam się po stronie tych mieszkańców Ziemi Piotrkowskiej, którzy są zdania, że jeśli mieć nad sobą jakikolwiek ośrodek centralny to tylko w Warszawie.
Z serdecznymi pozdrowieniami !
Zbigniew Ziemba
Absolwentka Stosunków Miédzynardowych UJK
Jestem mieszkanká Piotrkowa i absolwentká UJK. Dzis kontynuuje studia II stopnia na Uniwersytecie Warszawskim jak wiekszosc moich kolegów z roku. Przyzam szczeze ze nigdy nie nie czulam sie gorsza z racji ukonczenia Filli Akademi Swietokrzyskiej w Piotrkowie, pewnie dlatego iz poziom i stopien wiedzy jaki wynioslam z nauki w "naszej" uczelni czesto umywa sie do tego jaki prezentuja studenci z wyzszych szkól warszawskich. Piotrkowskie wladze lekcewaza nasza uczelnie opierajac sie na stereotypach utartych w swiadomosci Piotrkowian iz absolwent UJK to absolwwent pedagogiki z marna wiedza i poziomem wyksztalcenia i pewnie w takiej samej "zacmie" porusza sie rowniez Pan Ziéba. Wiec aby Pana i pozostalych zacmionych oswietlic informuje iz Nasza uczelna szcegolnie jesli chodzi o Wydzial Fillologiczno-Historyczny jest jedna z najlepszych w skali krajowej uczelnia. Ja i moi koledzy bylismy I rokiem nowo otwartego kierunku Stosunki Miedzynarodowe w trybie dziennym. Wiekszoscz z nas studiuje na Uniwerstytetach takich jak UW, UJ, UL swietnie sobie radzimy i jestesmy dumni z tego czgo nas nauczono na naszej uczeni, poniewaz czesto okazuje sie iz wiemy wiecej niz osoby ktore pokonczyly ponoc najbardziej elitarne uczelnie w Polsce a o wszytko dzieki naszym wykladowcom takim jak p. doktor Adamczyk. Dltego jestem zdania iz pan Prezydent Miasta, ktorego mielismy przyjemnosc goscic jeszcze przed wyborem na prezydenta na naszych zajeciach a takze pozostali Radni z Piotrkowa zamiast szufladkowac nasza uczelnie i proponowac absolwentom miejsca pracy przy skladaniu wózkow inwalidzkich wyjda z zacmienia i zaczna korystac z tego co maja pod nosem i czego mam nadzieje ze nie z wlasnej glupoty nie doceniaja. Dr. Adamczzyk jest ceniony nie tylko przez nas absolwentow I roku SM ale takze znany i szanowany w gronie najwyzszej krajowej kadry akademickkiej i sferach rzadowych. Jest swietnym analitykiem z wieloma ciekawami pomyslami a przede wszytkim kocha Piotrkow mysle ze bardziej niz cytowny pan Zieba. Pozostaje tylko nadzieje ze wladze naszego miasta pojda w koncu do okulisty i wylecza zacme na ktora cierpia.
Serdecznie pozdrawiam cala kadre akademicka SM i absolwentow I roku SM.
Monika Olejnik
WNIOSEK!
Smutne to, że cała dyskusja obraca się wokół państwowej uczelni. Wynika z tej dyskusji, że nie państwowy uniwersytet {czytaj nie będący na garnuszku wszystkich podatników) to jest coś nierealnego, rodem z księżyca. Dlatego też, to co powie polityk jest roztrząsane, bo polityk ,może sypnąć groszem lub nie. A ja powiem tak: polityk nie będzie miał nic do gadania jeżeli olejemy "jego" dotacje. Większość ludzi(W TYM PEWNA GRUPA NAUCZYCIELI AKADEMICKICH) rozumuje, że tylko dzięki subwencjom, dotacjom, uczelnia może istnieć. Takie podejście do sprawy NAUCZYCIELI powoduje, że ICH uczniowie (studenci) stają się kalekami życiowymi. Przykład. Uważam, że kto jak kto ale absolwenci wydziałów ekonomicznych nie mają prawa być bezrobotnymi, bo jeżeli są dobrze wykształceni, to pracują we własnych przedsiębiorstwach
i stwarzają innym miejsca pracy. Jeżeli nie są jednak właścicielami własnych firm lecz bezrobotnymi, to wydziały ekonomiczne zamykamy i zwracamy pieniądze podatnikom. Sam skończyłem państwową uczelnię (nie w Piotrkowie Tryb.) ale jak prowadzić własną firmę nie nauczono mnie tam. Tego uczę się na prywatnym uniwersytecie, którego dotowanie przez państwo równa się zeru a którego właściciele płacą podatki do kasy tegoż państwa!
Pozdrawiam serdecznie!
Piotr Korzeniowski
może i coś bardzo realnego
może i coś bardzo realnego, ale pod warunkiem, że będzie trzymał poziom. na razie we wszytskich szkołach w ktorych pracowałem a gdzie pobierano czesne, zostawałem zwolniony za "zbyt wysokie wymagania" stawiane studentom. dokąd taka sytuacja nie bedzie marginesem a nie normą to ta idea to mżonka.
pozdrawiam
Arkadiusz Adamczyk
I tu jest meritum
ani PIS ani PO jak nazywam z lekka religijni socjaliści nic nie zrobią. Poświęcam już kolejny rok, na to, aby tworzyć choćby zręby normalnego myślenia. Obecnie mamy kapitalistyczno-socjalistycznego bękarta. Prywatna przychodnia czy uczelnia to koleżeński układ z ministrem. Można to jednym cięciem skończyć... ale eurokołchoźnicy nie pozwolą.
Dla gminy proponuje "kartę miejską" i co... sens istnienia trybunalskich.pl to promowanie kapitalizmu. Jest nas wielu. Chcemy by PIS nam pomógł my pisowi pomagamy.
witold k
Właśnie poziom!
Czy najważniejszy jest papierek?
Uniwersytet, na którym wielu ludzi (m.in. ja) studiuje nie daje dyplomów ukończenia! Poziom jest jednak bardzo wyśrubowany! Odsiew wśród studiujących: gigantyczny! Najlepsi studenci=nauczyciele to ci, którzy najlepiej zarabiają
(w złotówkach wynagrodzenia prymusów są wyższe niż ma miesięcznie Prezes NBP, chociaż najistotniejszy dla nich jest pasywny dochód). Absolwentów ten uniwersytet nie ma, bo człowiek powinien uczyć się i nauczać innych do końca swojego życia! Najważniejsze jest to, że uczelnia sama zarabia, jest niezależna od władz państwowych i lokalnych a podatki uiszcza!
Pozdrawiam!
Piotr Korzeniowski
Zmieniłem zdanie… Jednak
Zmieniłem zdanie…
Jednak ma Pan racje, po przemyśleniu problemu nie jestem sobie w stanie wyobrazić innej uczelni niż państwowej w państwie postkomunistycznym, z trzech powodów:
1/ o jednym już pisałem, z pracy w uczelniach prywatnych wyniosłem wyobrażenie, że są to zwyczajne zakłady usługowe, nastawione na zysk a nie na kształcenie i niczym (oprócz skali opłat i ilości potencjalnych klientów) nie różnią się od zakładu szewskiego czy budki z hot-dogami. Zwłaszcza gdy na moich wykładach na uczelni gdzie pobierano czesne odmeldowywało się ok. 18-20 osób, a przy wpisach okazało się że rok liczy ponad 100 osób, a kanclerz stał na stanowisku, że wpis należy się każdemu. Ja byłem odmiennego zdania, co skończyło się, jak już opisałem. Uczelnie prywatne nie są w obecnym stanie zaoferować niczego w sensie zysku społecznego.
2/ nie mam nic przeciwko kooperacji na zasadzie PPP w uczelniach typu technicznego, ekonomicznego czy prawniczych. Zresztą tak funkcjonuje już kilka wydziałów Politechnik. Uczeni mają pieniądze na badania, sponsorzy badań mają dostęp do efektów myśli. W przypadku biznesu: biznes daje pieniądze, uczelnie uzyskują środki na badania, studenci stypendia, a – tu się koło zamyka – biznes czy kancelarie mają prawo „pierwokupu” najlepszych. Czy udział prywatny może wynieść 100 proc. to już kwestia dyskusji. W każdym razie fakt opłaty czesnego nie może być jedynym środkiem uzyskania tytułu.
Natomiast pełny sprzeciw wobec „prywatyzacji humanistyki”. Kto ma np. pisać historię Polski i pod czyj dyktat? Istnieje już poważna grupa naukowców, bazujących w swej działalności na stypendiach rządu obcych państw. Niektóre publikacje świadczą, że pokusa otrzymania kolejnego – nawiasem mówiąc astronomicznego w swym wymiarze, jak na nasze warunki – stypendium sprawia, że dominuje w nich punkt widzenia kraju mecenasa badań a wymiar polski staje się „nieobecny”. Pieniądze to nie tylko potencjalny instrument, który jest wykorzystywany np. w kształtowaniu polityki historycznej państwa.
3/ Optymalne byłoby funkcjonowanie uczelni różnych na zasadach wolnego wyboru. ALE NA RÓWNYCH WARUNKACH, a przynajmniej obecnie tak nie jest. Zrównanie w prawach studentów uczelni państwowych i prywatnych i faktyczne uprzywilejowanie szkół prywatnych służy jedynie osiągnięciu zysków przez ich właścicieli. Jak Pan myśli na co idą subsydia dla studentów szkół prywatnych? Wg mej wiedzy, przede wszystkim na czesne.
Mimo wszystkich różnic dziękuję za ten głos, pierwszy merytoryczny i mam nadzieje, że nie ostatni.
Arkadiusz Adamczyk
PRYWACIARZE?
W Dłuższym okresie czasu na wolnym rynku wygrywa najlepszy a nie najcwańszy. Jeżeli właścicielem uniwersytetu jest człowiek hołdujący zasadzie, że DEKALOGU nie poddaje się pod demokratyczne głosowanie, to jego uczelnia, w przeciwieństwie do do tych demokratycznych, przetrwa na rynku edukacyjnym. Taki właściciel-fundamentalista dekalogowy, będzie utrzymywał na swojej uczelni niedochodowe kierunki, takie jak Historia Polski jako Polski a nie jednego z regionów Unii Europejskiej. Sam Pan napisał, że z powodu niżu demograficznego coraz trudniej o "narybek"! Dlaczego więc na uczelni, na której ja studiuję jest studentów tak wielu i z roku na rok coraz więcej? Zapraszam Pana do przyjrzenia się tej uczelni od środka!
Pozdrawiam serdecznie!
Piotr Korzeniowski
Pokora i zaufanie
W Dłuższym okresie czasu na wolnym rynku wygrywa najlepszy a nie najcwańszy. Jeżeli właścicielem uniwersytetu jest człowiek hołdujący zasadzie, że DEKALOGU nie poddaje się pod demokratyczne głosowanie, to jego uczelnia, w przeciwieństwie do do tych demokratycznych, przetrwa na rynku edukacyjnym. Taki właściciel-fundamentalista dekalogowy, będzie utrzymywał na swojej uczelni niedochodowe kierunki, takie jak Historia Polski jako Polski a nie jednego z regionów Unii Europejskiej. Sam Pan napisał, że z powodu niżu demograficznego coraz trudniej o "narybek"! Dlaczego więc na uczelni, na której ja studiuję jest studentów tak wielu i z roku na rok coraz więcej? Zapraszam Pana do przyjrzenia się tej uczelni od środka!
Pozdrawiam serdecznie!
Piotr Korzeniowski
Cierpliwości nam brakuje... już teraz natychmiast. Nie ma głębszej refleksji są swoi i wrogowie. Owszem to skutki zaszłości. To konsekwencje obdarowania jednych i sprowadzenia do parteru innych. Mam przypomnieć koncesje na papier gazetowy?
witold k