Przemówienie z okazji ingresu ks. abp. dr. Wacława Depo do Kościoła częstochowskiego, 2 lutego br.
Sytuacja jest szczególna. Dawniej ks. abp Wacław Depo był moim uczniem, a ja jego mistrzem, a dziś jako jeden z członków Urzędu Nauczycielskiego Kościoła on jest w pewnym sensie moim mistrzem, a ja jego uczniem. Ale z profesorskiego nawyku chcę jeszcze pewną rzecz dopowiedzieć. Arcybiskup obronił w roku 1984 doktorat na temat "Chrystus kerygmatyczny w nauce Martina Kählera" (wyd. w Studiach Sandomierskich 1988). Chodziło o to, żeby na podstawie nauki protestanta przezwyciężyć tezę protestantów liberalnych, jakoby inny był "Jezus historii", a inny "Chrystus wiary". Myślę właśnie, że było to prorocze, żeby szczególnie aktywnie bronić Kościoła Chrystusowego z pozycji pasterza Kościoła częstochowskiego.
Przechyły teologiczne
Chcę zwrócić uwagę, że wielu teologów po Soborze Watykańskim II popełniło pewne błędy co do potrzeby obrony Kościoła i jego nauki, a stało się to pod wpływem skrajnego liberalizmu. Otóż idąc za daleko z transformacją Kościoła, chcieli go zbytnio dostosować do niszczącej mentalności liberalistycznej w tym duchu, żeby porzucił poczucie prawdy i szczególnej misji zbawczej, a zrównał się z innymi wyznaniami chrześcijańskimi, a nawet częściowo i z niektórymi innymi wyższymi religiami, i przyznał im wszystkim taką samą moc zbawczą (pluralizm soteriologiczny). Ponadto mniej lub bardziej otwarcie sugerowali: żeby Kościół katolicki wyrzekł się kultu Maryi jako Matki Boga, żeby porzucił swoje misje i apostolstwo, które miałyby godzić w godność i wolność człowieka, żeby usunął się z forum publicznego do prywatności, żeby przyjął ustrój demokratyczny bez prymatu papieskiego i episkopatu i albo żeby dopuścił kobiety do wszystkich stopni kapłaństwa, albo zgodził się na to, by świeccy przejęli władzę w Kościele łącznie ze sprawowaniem Eucharystii bez święceń, a tylko na podstawie chrztu i bierzmowania, i wreszcie, żeby Kościół przestał dowodzić swojej wiarygodności, porzucając m.in. taką dyscyplinę teologiczną, która nazywa się "apologetyką" lub "teologią fundamentalną", i żeby zamiast tej teologii wprowadził szeroki samokrytycyzm za całą swoją przeszłość i za ustrój obecny. Słowem, nie powinien się bronić przed atakami, nawet najbardziej niedorzecznymi, bo jeśli będzie się bronił, to straci wszelką rozumną wiarygodność. I wszystkie te postulaty wielu uznaje za "teologię nowoczesną". Przede wszystkim coraz częściej teologowie liberalni przyjmują, że w ogóle Kościoła nie założył w żadnej mierze Jezus Chrystus, a założyli go sami ludzie wyznający swą wiarę w Chrystusa i grupujący się wokół Pisma Świętego.
Nawet bardzo wielu teologów prawomyślnych założyło, że po Soborze, zbliżającym Kościół do współczesnego świata, wszyscy ludzie i spoza Kościoła będą mu jak najbardziej życzliwi i pełni dobrej woli wobec niego tak, iż nie potrzebuje już się bronić, polemizować i dochodzić swoich praw. Słowem, dzisiejszy świat stał się doskonały: nastały pokój, miłość, sprawiedliwość, współpraca wszystkich ze wszystkimi, nie ma też już nienawiści, piekła, szatana, grzechu ani wrogów. W ślad za tym przyszło też założenie, że wszyscy katolicy są szlachetni, miłujący siebie nawzajem, rozsądni, mądrzy i nie będzie już ani herezji, ani schizmy, ani buntu, ani odstępców, ani błądzących, ani wojujących przeciwko sobie. Kościół będzie klubem dyskusyjnym, instytucją charytatywną, ubezpieczalnią życiową i azylem dla grzeszników. A jeśli np. przewodniczący KRRiT, sam z siebie czy z nakazu władzy wyższej, przecież "liberalnej", zaknebluje usta i zawiąże oczy o. Tadeuszowi Rydzykowi, a wraz z nim większości katolików polskich, to czyni to tylko dla dobra Kościoła polskiego, by zrozumiał wreszcie wielkość wolności i demokracji, ideologii UE. W rezultacie "nowy świat" jest naprawdę "wspaniały", bo bez Boga.
Ale skąd te stare demony?
Przez utopię i naiwność przeziera stare zło. Sytuacja Kościoła jest coraz cięższa. Do niedawna wrogość wobec chrześcijan, zwłaszcza wobec katolików, bywała wściekła, ale raczej w poszczególnych państwach. Dziś już kształtuje się wrogość całej cywilizacji euroatlantyckiej w stosunku do życia biologicznego, duchowego i religijnego. Cywilizacja ta przybiera coraz bardziej kształt "cywilizacji śmierci doczesnej i religijnej". Do tej cywilizacji należą nie tylko ateiści totalni, ale także w pewnym sensie i niektórzy chrześcijanie, prywatnie może i wierzący, ale publicznie, państwowo i politycznie przyjmujący ateizm. Jedni i drudzy, ateiści totalni i ateiści publiczni, zabraniają Kościołowi bronić się i rozwijać w dzisiejszym świecie. Ba! Ataki na nas uważają, jak za marksizmu, za naukowe, postępowe i futurystycznie twórcze, a naszą obronę za anachronizm, ksenofobię, antysemityzm i za bezsensowną apologetykę.
Gdy się wniknie głębiej w te różnorodne akcje, to widać, jak owa cywilizacja śmierci człowieka wyrzuca z życia i kultury coraz wyraźniej: Boga, Chrystusa, Matkę Bożą, religię publiczną, Kościół, Boży dar życia, duchowość człowieka i Dekalog, co jest mutacją antyjudaizmu czy antysemityzmu, gdyż Dekalog jest wzięty ze Starego Testamentu, tylko że owi ludzie tego nie wiedzą. Kwestionuje się: dogmaty, wyższe wartości, duchową miłość, altruizm, prawo naturalne, instytucję małżeństwa i rodziny, sens pracy, naród, ojczyznę, państwo, godność człowieka i całego stworzenia, dobro wspólne społeczeństwa...
Grupy katolików, którzy dają się zwieść ateizującemu liberalizmowi, chętnie tworzą sobie sami prywatny Kościół, oczywiście karykaturalny, bez związku z Chrystusem, ze swoją liturgią, dogmatami, moralnością i władzą. I "fałszują samo słowo Boże" (2 Kor 4, 2) na coraz większą skalę. Kościół Chrystusowy chcą zaczynać dopiero od siebie i od swojego czasu. Nie widzą potrzeby ani ciągłości Kościoła od czasów Chrystusa, ani tradycji, ani sukcesji hierarchii. Przy tym obojętnie patrzą na coraz częstsze mordowanie (tysiącami) chrześcijan, głównie katolików. Protestują przeciwko zabijaniu byków na korridzie, zabijaniu fok czy wielorybów, a nawet niszczeniu jakiejś rośliny, ale nie protestują przeciwko zabijaniu chrześcijan. Jest to głęboka patologia intelektualna i duchowa. Wprawdzie prześladowanie chrześcijan było od początku, ale dawniej było to prześladowanie niejako tylko fizyczne, natomiast dziś ma miejsce prześladowanie i fizyczne, a przede wszystkim duchowe, moralne, intelektualne i ideologiczne, a tym groźniejsze, że zabija się umysły, serca i dusze, głównie za pomocą mediów, pieniądza, techniki i całej zateizowanej cywilizacji. Stąd sytuacja chrześcijan jest chyba dziś najtrudniejsza. Tak ciężka chyba jeszcze nie była. Przeciwko chrześcijanom jest stosowana cała potęga cywilizacyjna, która jest narzędziem w rękach niemoralnych przestępczych i dzikich jednostek i społeczności.
Konieczność obrony
W Kościół uderza z całą siłą cywilizacyjny anty-Kościół. Trzeba więc się bronić, bo dla Kościoła jest to walka o życie. Każdy żywy organizm musi mieć system obronny i wewnątrz, i na zewnątrz. Wprawdzie Kościół się też oczyszcza i dalej rozwija, ale też ponosi coraz większe straty, jeśli chodzi o moc wiary, o wolność, zwartość wewnętrzną i stan publiczny. W ostatnich dziesięcioleciach powstało, głównie w Afryce i Ameryce Łacińskiej, na skutek rozbicia doktrynalnego ok. 7 tysięcy synkretyzmów chrześcijańskich, w tym także katolickich. Synkretyzm to dowolna i niespójna mieszanina różnych wyznań i religii. Szczególnie pod wpływem hasła wolności niektóre osoby i wspólnoty dobierają sobie prawdy i zachowania według upodobania: jedne przyjmują, drugie odrzucają. Każdy system ludzki, w tym i ludzka strona chrześcijaństwa, ulega w czasie większym czy mniejszym zmianom. Ale takie systemy, jak hitleryzm, marksizm, liberalizm ateizujący po krótkim względnie czasie rozpadają się lub tracą tożsamość. Kościół katolicki natomiast podejmuje z czasem pewne zmiany w sferze ludzkiej, przypadłościowej, ale w sferze wewnętrznej zachowuje zawsze swoją istotę i tożsamość dzięki Duchowi Świętemu, który działa przez papieża i episkopat, przez niższe duchowieństwo, a także cały laikat musi zachować dogmatyczną jednomyślność. W każdym razie Kościół musi się bronić przed czynnikami rozbijającymi go od wewnątrz oraz przed atakami z zewnątrz. Nie może pozostać bierny, bo człowiek nie osiąga prawdy, dobra i wartości moralnych bez wysiłku i pracy.
Szczególna odpowiedzialność za tożsamość Kościoła, za jego rozwój, piękno i ustawienie do bieżącego czasu spoczywa na biskupie. Winien on bronić Kościoła Chrystusowego najpierw swoją osobą i swoim życiem, następnie doskonałym sprawowaniem swego urzędu we wszystkich dziedzinach, a wreszcie czynną ochroną przed wilkami, zewnętrznymi i wewnętrznymi. Jezus piętnuje tych, którzy nie utożsamiają się w całości ze swoim Kościołem: "Ja - mówi Jezus o sobie - przyszedłem, aby moje owce miały życie, i to życie w pełni. Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz poświęca swoje życie za owce. Najemnik zaś i ten, który nie jest pasterzem ani właścicielem owiec, gdy zobaczy zbliżającego się wilka, opuszcza je i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Jest bowiem najemnikiem i nie troszczy się o owce" (J 10, 10-13). Jest jakaś mistyczna i nierozerwalna więź między pasterzem a owczarnią: "Ten - mówi Jezus - który wchodzi do owczarni, jest pasterzem owiec (...), a owce słuchają jego głosu, woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, idzie przed nimi, a one idą za nim, gdyż rozpoznają jego głos. Za kimś obcym nie pójdą wcale, lecz uciekną od niego, bo nie znają głosu obcych" (J 10, 2-5). On zna ich imiona, a one rozpoznają jego głos.
Wielobarwność świadectwa biskupiego
Kościół uobecnia Chrystusa Pasterza, jest Jego Ciałem mistycznym i społecznym, a zatem jakby jest dotykalny dla nas w szczególny sposób i w biskupie. Toteż trzeba o Chrystusie świadczyć z całą mocą, wiarą, miłością i nadzieją: "Czuwaj, trwaj mocno w wierze, bądź mężny i umacniaj się. Wszystkie twoje sprawy niech się doskonalą w miłości" (1 Kor 16, 13). Przy tym trzeba bronić Kościoła dziś: "Apollos dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując, że Jezus jest Mesjaszem" (Dz 18, 27).
Bądź tedy odblaskiem światła Chrystusowego, rozpraszającym ciemności niewiary (J 1, 5; 2 Kor 4, 4), i świadkiem Chrystusa (J 1, 7).
Bądź ogniem rzucanym przez Chrystusa na ziemię, żeby zapłonął (Łk 12, 49).
Rozbudzaj Chrystusową nadzieję, która pokona wszelkie słabości, przeciwności i cierpienia: "W Jego nauce narody będą pokładać nadzieję" (Mt 12, 21; Iz 42, 4).
Realizuj moc sprawiedliwości mesjańskiej: "Nie zawaha się i nie załamie, aż utrwali na ziemi sprawiedliwość" (Mt 12, 20; Iz 42, 4).
A jednak przy tym wszystkim zachowaj pokorę i łagodność Chrystusa, "który jest łagodny i pokorny sercem" (Mt 11, 29), który "nie będzie krzyczał ani podnosił głosu i trzciny nadłamanej nie złamie" (Iz 42, 2; Mt 12, 20).
I tak Kościoła broni się także pokorą i cichością, ale nigdy bezczynnością.
Ks. prof. Czesław S. Bartnik: www.naszdziennik.pl
2 lutego 2012
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz