Pomimo pięknych noworocznych życzeń składanych Polakom przez premiera Donalda Tuska, rząd PO-PSL zafundował nam dotkliwe podwyżki we wszystkich chyba możliwych dziedzinach życia. Społeczeństwo było już od wielu miesięcy przygotowywane na ten krok, zmiękczane płynącymi zewsząd informacjami o europejskim kryzysie, który puka już do naszych drzwi. Podobnie jak większość innych państw europejskich zmuszeni jesteśmy do istotnych oszczędności. Trzeba zaciskać pasa – tłumaczy Jacek Rostowski, Minister Finansów. Szkoda tylko, że rządowe zaciskanie pasa po raz kolejny znaczy ni mniej ni więcej tylko sięganie do kieszeni najbiedniejszych – polskich rodzin, chorych, emerytów i rencistów.
Rok 2012 rozpoczyna się bardzo dużymi podwyżkami artykułów pierwszej potrzeby. W górę znacząco idą ceny produktów spożywczych, paliwa, prądu, gazu ziemnego, ogrzewania czy opłat i podatków od nieruchomości, za które przyjdzie nam zapłacić nawet kilkakrotnie więcej. Trudno pogodzić się z takimi podwyżkami, zwłaszcza, że są one z góry zaplanowane w taki sposób, by nie uniknął ich żaden Polak. Każdy z nas musi przecież dojeżdżać do pracy (jeśli ma to szczęście ją posiadać), jeść i zapewnić dach nad głową sobie i swojej rodzinie. Dotkliwy skok cen ubrań dla dzieci i leków to już bezceremonialne uderzenie w polską rodzinę. Rodzinę, której coraz częściej po prostu nie stać na posiadanie potomstwa i której coraz częściej trudno godnie przeżyć od wypłaty do wypłaty.
Ciągle bez odpowiedzi pozostaje pytanie dlaczego polski rząd nie rozpoczął oszczędności od banków, przedsiębiorstw czy innych instytucji, dla których takie podwyżki byłyby mało dotkliwe czy wręcz niezauważalne? Mógł tak postąpić premier Węgier Viktor Orban, dlaczego nie potrafi premier Tusk?
Robert Telus
Poseł na Sejm RP
2 stycznia 2012
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz