Skip to main content

Pożoga wzbiera

portret użytkownika Klub Narodowy

Na dawnych kresach wschodnich RP wzbiera fala nienawiści do Polski i Polaków przy totalnym braku reakcji władz polskich pogrążonych w obłędzie idei prometejskiej.

Przykład pierwszy - Letuwini. Słowo wyjaśnienia - będę używał tej - jakże słusznej - nomenklatury Feliksa Konecznego, pozwalającej w prosty sposób odróżnić i rozróżnić pogańskich mieszkańców Litwy i ich ideowych, antypolskich następców budujących niepodległą Litwę w XX w. na fundamencie agresywnej nienawiści do Polski, od politycznego i geograficznego pojęcia Litwinów - obywateli Wlk. Księstwa Litewskiego będącego w unii z Koroną polską, która to unia/unie zaowocowały ukształtowaniem się nowego typu polskości - polskości kresowej, odmiennej od polskości piastowskiej, ale przez to ani gorszej, ani lepszej od tamtej - po prostu innej, ze swoim bogactwem źródeł, ze szczególnymi cechami charakteru, kultury itd.

To właśnie polskość kresowa stała się obiektem ślepej, zajadłej nienawiści Letuwinów XX wieku, którzy całą spuściznę od Krewa do Konstytucji 3 Maja odrzucili z obrzydzeniem. Dzisiejsi neopoganie letuwińscy kroczą tą samą drogą. Oto, mamy do czynienia z wystąpieniem zespołu rockowego Diktatura, wykonującego tzw. pagan (pogański) metal. Diktatura spłodziła utwór "Salcininku Rajonas - Rejon solecznicki" (podwileński rejon zamieszkały w 80% przez Polaków). W internecie pojawiły się tłumaczenia piosenki(?) na polski. Dodam, że zespół nie jest jakimś marginalnym tworem. Występuje w konkursach pieśni patriotycznej(?), zapraszany jest do telewizji litewskiej (na YouTube można obejrzeć jego występ na antenie telewizji LTV).

Widzę czerwone zorze
To płonie rejon Soleczniki
Ognista dżuma
Niesie śmierć polskiej bandzie

Coraz bliżej jest święta wojna
Nie zdołacie uciec przed dżumą
Dla was nie będzie jutra
Los Polaków jest wyznaczony

Nastał koniec ziarnu, zasianemu przez Polaków
To mówi zepsute przez nich ziarno

Wszyscy Polacy są powieszeni
Wszyscy Rosjanie są zarżnięci
I Żydzi płoną w piecach
Zostaną tylko prawdziwi Litwini

Już czas zrobić porządek w Wilnie
I podnieść do góry żelazną rękę
Nastał czas ostatniej bitwy z Rosjanami
Mamy dwie opcje, i będziemy wolni

Jesteśmy niezadowoleni z tego że ich jeszcze nie wyrzynamy
Nie ma co się bać jak świnie, bracia Litwini
Kiedy obcy otrzymają zapłatę
Będziemy mieli czyste miasto

Wreszcie zdechną tysiące Rosjan
I Wilno znów będzie nasze
Wszyscy Polacy są powieszeni
Wszyscy Rosjanie są zarżnięci
I Żydzi płoną w piecach
Zostaną tylko prawdziwi Litwini

No, cóż, komentarz jest zupełnie zbyteczny. Może tylko jedno zdanie - widzimy tu oczywistą zbieżność z równie nienawistnymi "pieśniami" Hajdamaków z XVIII w. (koliszczyzna, rzeź Humania) oraz Banderowców. To pokrewieństwo ideowe i braterstwo w nienawiści do Polski. Nic dziwnego, że nie tak dawno temu w litewskim sejmasie pokazywano wystawę gloryfikującą UPA, którą zachwycił się sojusznik polskich durniów politycznych Vytautas Landsbergis...

Reakcja w Polsce prawie żadna. A co by było, gdyby to jakiś polski zespół wzywał do wieszania Litwinów i wyrzynania Ukraińców, nie mówiąc już o Żydach? Możemy sobie tylko wyobrazić tę orgię oburzenia, rozdzierania szat, festiwal przeprosin w wykonaniu wszystkich z a(ł)torytetami moralnymi na czele itd., itp. A tymczasem - milczą, bo przecież "sami nie jesteśmy bez winy, mają swoje racje, no i - najważniejsze - przecież Rosja".

Przykład drugi - banderowscy kibice klubu Karpaty Lwów występującego w ekstraklasie piłkarskiej Ukrainy. Prezentujemy dwa spośród rozlicznych zdjęć dostępnych w internecie, ukazujących ich głębokie przywiązanie do takich "bohaterów" jak Stepan Bandera, czy wódz UPA - Roman Szuchewycz "Taras Czuprynka". Nadto, jeden z kompletów strojów klubu Karpaty, to od niedawna strój w czerwono-czarne pasy, w tym wypadku, nawiązujący w sposób nie podlegający dyskusji, do barw OUN/UPA.

I co dalej?

Perspektywy są na chwilę obecną bardzo niedobre i to nie z powodu takiego a nie innego zachowania wrogów, ale przede wszystkim, z powodu panującej w Polsce, wspomnianej ułudy prometeizmu, dla którego aksjomatem jest walka z Rosją, zniszczenie Rosji, a to wszystko, dokonane w sojuszu z narodami mieszkającymi pomiędzy Rosją a Polską i narodami kaukaskimi. Dla swej idee fixe prometeiści gotowi są poświęcić nie tylko prawdę historyczną, ale i współczesny, i przyszły interes polityczny Polski.

Mógłbym przytaczać tutaj rozliczne przykłady na potwierdzenie powyższej tezy. Czyniłem to już wielokrotnie i nie widzę powodu, aby się powtarzać. Jako ujęcie istoty sprawy w zwięzły sposób, przytoczę jedynie słowa byłego ministra spraw zagranicznych Polski, osoby bardzo wpływowej, Adama Daniela Rotfelda, już w latach 60-tych XX w. członka grupy Romana Zambrowskiego (źródło - Kultura [paryska] nr 11 [229] z 1966 r.), wypowiedziane przez niego na jednym ze spotkań po prelekcji poświęconej normalizacji stosunków z Rosją (sic!). Zapytany o banderowski problem Ukrainy powiedział m.in.: "że często Moskwa inspiruje nienawiść ukraińskich nacjonalistów wobec Polaków", "nie możemy odpychać Ukrainy", "że w interesie ogółu Polaków jest nie mówienie o tej zbrodni" (i.e., o zbrodni ludobójstwa banderowskiego; relacja otrzymana prywatnie, szczegóły do wiadomości redakcji).

No, właśnie! Proszę zwrócić uwagę, że słowa powyższe wypowiada polityk dość umiarkowany, nie ujawniający emocji, a przy tym człowiek, którego trudno posądzić o rusofobię - współprzewodniczący, z polskiego ramienia, Polsko-rosyjskiej grupy ds. trudnych. A cóż tu dopiero mówić o niektórych pijanych z nienawiści do Rosji prometeistach w wersji hard?!

Polityką wschodnią Polski (wobec Rosji) w kontekście litewsko-białoruskim rządzi zasada wyrażona łacińską maksymą - tertium non datur - albo idziemy z Rosją i siłami prorosyjskimi na Ukrainie i Litwie et consortes albo idziemy z nienawidzącymi nas siłami antyrosyjskimi tamże, przeciwko Rosji. Od stu lat prometeiści próbują znaleźć trzecią drogę i jedni szukają jej wśród marginalnych środowisk antyrosyjskich nie podzielających jednocześnie fobii antypolskich, co jest z góry skazane na porażkę, drudzy, co gorsza, zdając sobie z tego sprawę, godzą się na współdziałanie z polonofobami. Jako że odcieni wiele, p. Rotfeld plasuje się gdzieś pomiędzy tymi stanowiskami.

Co więcej, i to jest być może najbardziej przykre, naiwni prometeiści znajdują się również pomiędzy tymi, którzy z szowinizmem ukraińskim i litewskim walczą, z pełnym przekonaniem i w oparciu o prawdę - mam na myśli np. część środowiska kresowego. Zakorzeniona w ich duszach głęboka niechęć do Rosji, będąca także skutkiem zapatrzenia w niektóre "przereklamowane" postacie historyczne, powoduje, że gotowi są szukać współczesnych Petlurów jak igły w stogu siana, byleby jednak nie naruszyć pierwotnego aksjomatu antyrosyjskości. Powstaje w związku z tym sytuacja błędnego koła - ruch (około)kresowy nie wie, o co walczy. A tymczasem, kując w szerszym gronie jeden kawałek żelaza, trzeba zdecydować się, co jest naszym celem. Jednocześnie podkowy i miecza wykuć się nie da.

Ostatnim aspektem sprawy, jaki chciałbym w tym miejscu poruszyć jest problem sympatii niektórych polskich ruchów określających się jako nacjonalistyczne, bądź narodowo-radykalne, do podobnych ruchów w innych krajach. Prowadzi to często do formułowania pomysłów utworzenia tzw. międzynarodówki nacjonalistycznej, podejmowania kontaktów itd. Tytułem przykładu - w 2007 roku mieliśmy do czynienia z zaproszeniem do Polski ówczesnego wiceszefa ukraińskiej organizacji młodych neobanderowców Nacjonalnyj Alians (organizuje m.in. festiwal dla młodzieży Bandersztat) Jurija Mindjuka. Gościli go Wszechpolacy, a owocem wizyty był wywiad we Wszechpolaku nr 124.

Dużo mówiono tam m.in. o zagrożeniu rosyjskim... Inni zapraszali młodych neonazistów niemieckich itd. Tymczasem, jest to pomysł całkowicie chybiony i wręcz groźny, zwłaszcza w sytuacji Polski, otoczonej, na głównych kierunkach, przez nacjonalizmy agresywnie nam wrogie. Opisywane przykłady zespołu Diktatura i klubu Karpaty Lwów, po raz kolejny dowodzą jałowości tej idei. To prawda, że nacjonaliści, narodowi radykałowie, a nawet narodowcy, dzielą pewne wartości z innymi podobnymi ruchami istniejącymi gdzie indziej, ale także poważnie się różnią.

Różnice zachodzą tam, gdzie interesy poszczególnych narodów - a ma to szczególne znaczenie dla narodów sąsiadujących - zachodzą na siebie. Interes ukraiński, czy litewski (także niemiecki) rozumiany tak, jak czynią to współcześnie tamtejsze ruchy nacjonalistyczne (często o obliczu szowinistycznym), wyklucza, w sposób definitywny i ostateczny, możliwość porozumienia z nimi przez jakikolwiek ruch polski myślący o Ojczyźnie w sposób poważny i odpowiedzialny.

Reasumując, przyszłość może należeć do nas tylko wówczas, jeżeli podejmiemy konsekwentny, świadomy wysiłek w celu uczynienia Polski silniejszą w przyszłości, za dwa może trzy albo cztery pokolenia. Wysiłkowi temu, aby nie został zmarnowany po raz n-ty, towarzyszyć musi definitywne porzucenie niebezpiecznych koncepcji politycznych tyle razy negatywnie zweryfikowanych i tak ciągle, z uporem maniaka, podejmowanych przez kolejne pokolenia. Porzucenie zaś mrzonek oznacza przede wszystkim zasadniczą zmianę stosunku do Rosji, która jest i pozostanie kluczem do sytuacji politycznej Europy Środkowo-Wschodniej.

Co do narodów leżących między nami a Rosją. Nikt poważny nie życzy im nieszczęścia, plag, wyginięcia itp. Zupełnie nie o to chodzi. To my, Polacy musimy zdefiniować o co nam chodzi - czy o trwonienie wątłych sił na realizację z góry przegranych pomysłów politycznych, czy o wzmocnienie własnego państwa narodowego i o uzyskanie dla niego w przyszłości pozycji współdecydującego o regionie. Współdecydującego naturalnie z silnymi o słabych, co wcale dla słabych nie musi być złe.

Może się to komuś nie podobać, bo i o nas decydowano, ale taka jest i taką pozostanie polityka. Jeśli znów wybierzemy "wolność waszą", "Winkelrieda" itp., będziemy staczać się w hierarchii narodów dalej, "coraz słabsi, coraz dalsi od podstawowych celów, coraz ubożsi. Pariasy Europy, pobrzękujący ułańską szabelką, snujący złudne sny o podbojach"... *

* - Są to słowa ppłk Mariana Drobika "Dzięcioła", szefa wywiadu i kontrwywiadu AK w latach 1942-43, zawarte w jego Memoriale z 7.XI.1943 r. "Ściśle tajne. Bieżąca polityka polska a rzeczywistość", w którym –mówiąc w telegraficznym skrócie - poddał on druzgocącej krytyce politykę rządu emigracyjnego i krajowej reprezentacji politycznej po śmierci gen. Sikorskiego i po zwycięstwie Armii Czerwonej pod Kurskiem, uznając, że tylko radykalna jej zmiana wobec ZSRR może uratować podmiotowość tych władz i Polski po zakończeniu wojny.

Adam Śmiech: http://www.jednodniowka.pl/

21 czerwca 2011

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak