Skip to main content

List Otwarty do Arcybiskupa Stolicy

portret użytkownika Admin
pałac.jpg

Da Bóg, że doczekam chwili, kiedy arcybiskup Warszawy znów publicznie padnie na kolana i będzie przepraszał za brak charakteru w obronie wiary, wiernych i Krzyża. Żadne słowa nie naprawią jednak krzywdy, jaką wyrządzono wiernym diecezji warszawskiej i pozycji arcybiskupa stolicy Anno Domini 2010.

W czasach PRL, kiedy zbliżało się tysiąclecie Chrztu Polski, kardynał Stefan Wyszyński z myślą o umocnieniu wiary zorganizował peregrynacje kopii obrazu Matki Boskiej po Polsce. Komuniści byli oburzeni, jakim prawem wierni uczestniczą w modlitwach na ulicach, skoro władza nie dała na to zgody. Po jakimś czasie, jak pisała ze zdumieniem prasa zachodnia, komuniści zdenerwowani uroczystościami religijnymi wokół obrazu przy pomocy SB aresztowali obraz Matki Boskiej. Chcieli w ten sposób przerwać modlitwy zaplanowane na kilka lat. Miały one bowiem według nich powodować zgorszenie i chaos. Przez blisko dwa lata, dzień i noc, SB pilnowała obrazu, by nikt go nie zabrał w podróż po kraju. Są zdjęcia, na których widać, jak agenci rewidują auto kardynała Wyszyńskiego, sprawdzając, czy nie zabiera obrazu ze sobą.

Aresztowanie obrazu Matki Bożej nie dało wiele. Kardynał Stefan Wyszyński nie przestraszył się gróźb władzy, nie negocjował z nią kompromisu, odrzucił wszelkie proponowane przez reżim korzyści i ze spokojem przyjął szykany. Pamiętam, bo sam obserwowałem sytuacje, gdy SB w 1966 r. rozpędzała uroczystości religijne związane z rocznicą Chrztu Polski. SB przerwała modlitwę, rozganiała wiernych po Krakowskim Przedmieściu, biskupi, by uniknąć pobicia, rozpierzchli się, kilku pobiegło w kierunku ul. Długiej, inni skryli się w najbliższych kościołach. Kardynał Wyszyński postępował, jak gdyby się nic nie stało. Modlitwy trwały nadal, przez Polskę podróżowały puste ramy po aresztowanym wizerunku Matki Bożej. Wiernych w kraju było nie mniej, lecz więcej.

Minął jakiś czas, nadeszły inne lata. Nie było z nami kardynała Wyszyńskiego. Jego pogrzeb był wielką uroczystością religijną i narodową. Wierni, którzy za PRL nie mogli mówić tego, co myślą, wiedzieli, że ten biskup myślał tak jak oni, w ważnych sprawach mówił za miliony Polaków pozbawionych możliwości wypowiadania się.

Nastał stan wojenny. Wielu księży pomagało materialnie i duchowo represjonowanym. Komuniści starali się ograniczyć życzliwość księży wobec Solidarności. Pewnych kapłanów Służba Bezpieczeństwa próbowała indywidualnie zastraszyć groźbami, szykanami czy atakami fizycznymi. Kiedy to nie dawało rezultatu, SB udawała się do kurii, tłumacząc, że ci księża dzielą Polaków i przeszkadzają w porozumieniu narodowym.

Tak było np. w Warszawie. SB uczyniła z Kurii tej archidiecezji narzędzie do zastraszania kapłanów odważnych, nieulegających bezpiece. Niestety, urzędnicy tej Kurii zamiast bronić kapłanów wykonywali polecenia SB: wykorzystywali środki dyscypliny kościelnej, by tych kapłanów, którzy pomagają prześladowanym, zastraszać przenosinami, karami kościelnymi, zakazem głoszenia kazań czy odprawiania mszy świętej.

SB szybko zorientowała się, że hierarchia kościelna w niektórych diecezjach nie broni księży odważnych, spełniających posługę duszpasterską z charakterem. Kiedy okazało się, że Kościół nie jest już monolitem jak za kardynała Wyszyńskiego, SB wiedziała, że może uderzyć i zastraszyć wszystkich księży oraz wiernych. Doszło do zabójstwa księdza Jerzego, a potem do morderstw kilku innych księży.

To miało być ostrzeżenie, by Kościół nie mieszał się do polityki, by ograniczył swą działalność do świątyń, że biskupi mogą być aktywni publicznie tylko wtedy, kiedy popierają władze. Bardzo wielu wiernych nie mogło się pogodzić z tak oportunistycznym postępowaniem kurialistów. Wielu wiernych w Warszawie czuło wtedy potrzebę, by poprzez publiczną modlitwę dać wyraz troski o stan ojczyzny.

W różnych miejscach, np. przy Krakowskim Przedmieściu, układali krzyże z kwiatów. Pamiętam, jak auta SB podjeżdżały pod dom akademicki zwany dziekanką i zostawiały agentów, którzy potem, udając tłum, obrażali wiernych lub bezcześcili krzyż z kwiatów.

Po paru latach, w pewien ciepły dzień warszawianie zobaczyli i usłyszeli, jak arcybiskup Warszawy na kolanach prosi Boga o wybaczenia za to, że nie zrobił wszystkiego, by ocalić życie Księdza Jerzego. Niestety, nie usłyszeliśmy wtedy przeprosin za wiele innych niegodziwości, jakich urzędnicy Kurii dopuszczali się wobec księży i wielu wiernych, kolaborując ze Służbą Bezpieczeństwa. A nie ma co do tego wątpliwości: każdy, kto działa na szkodę Kościoła, zasługuje na potępienie. Niewątpliwie pomoc okazywana prześladowcom Kościoła, szykanowanie księży, lekceważenie osób wierzących są działaniem na szkodę Kościoła.

W roku 2010 ksiądz Jerzy został beatyfikowany, a wokół tych, co wspierali jego prześladowców, zapanowało dziwne milczenie.

Minęło wiele lat, świat chyba się zmienił.

Kilka miesięcy po tragicznej śmierci Prezydenta RP i innych ofiar katastrofy smoleńskiej arcybiskup Warszawy ogłosił, że trzeba oddzielić kwestie Krzyża od kwestii upamiętnienia ofiar. Zajął tym samym stanowisko zupełnie inne niż biskupi polscy parę dni wcześniej. Episkopat uznał bowiem jednomyślnie, iż ludzie zbierają się wokół Krzyża na ulicach Warszawy, czekając na godne upamiętnienie ofiar katastrofy. Był to apel Episkopatu do władz, by rozwiązała problem pamięci o ofiarach katastrofy w sposób zgodny z oczekiwaniami obywateli, a wtedy problem Krzyża zostanie rozwiązany.

Po wypowiedzi arcybiskupa Warszawy zrozumiałem, że zaczyna się coś złego, że nastąpiło publiczne zdezawuowanie stanowiska biskupów diecezjalnych przyjętego w Częstochowie, a przedstawionego publicznie przez arcybiskupa Leszka Sławoja Głódzia. Usłyszeliśmy opinie stołecznego konserwatora, według której na liczącym parę kilometrów Krakowskim Przedmieściu nie ma i nigdy nie będzie miejsca na upamiętnienie ofiar katastrofy.

Różne osoby należące do władz państwowych kilkukrotnie powtarzały, że prezydent Lech Kaczyński może być upamiętniony, ale nie w mieście, lecz na warszawskim cmentarzu, że nigdy nie pozwolą na monument ofiar katastrofy w stolicy. Teraz okazało się, że te kategoryczne sądy znalazły wsparcie arcybiskupa stolicy.

Nadszedł 15 września 2010 r. Kuria warszawska wezwała ks. Stanisława Małkowskiego, by przypomnieć mu, że zakazy wydane w stanie wojennym na polecenie Służby Bezpieczeństwa nadal są aktualne, że może modlić się i odprawiać mszę świętą tylko na cmentarzu. W szczególności nie może modlić się na ul. Krakowskie Przedmieście w Warszawie, a za taką modlitwę zostanie pozbawiony w ogóle prawa do sprawowania mszy świętej. To postępowanie Kurii wobec ks. Stanisława Małkowskiego było wyraźnym sygnałem dla władzy, że z Krzyżem na Krakowskim Przedmieściu i wiernymi może robić, co chce. Kurialiści nie potrafili uzasadnić pisemnie swego stanowiska ani pod względem prawa kanonicznego, ani z punktu widzenia teologii.

Dzień później urzędnicy państwowi w asyście agentów i policji zabrali Krzyż ustawiony przed Pałacem Prezydenckim, ustawiony dla uczczenia ofiar katastrofy smoleńskiej. Uznali, że Krzyż w tym miejscu jest postawiony bez ich zgody, stanowi zatem wyraz bezprawia, samowoli, oni zaś mają mandat do zaprowadzania porządku, wprowadzenia spokoju, w miejsce podziałów, jakie obecność Krzyża wywołuje. Krzyż aresztowano, przenosząc go do strzeżonej przez policję pałacowej kaplicy.

Na taką troskę o Krzyż nie zdobył się nawet mieszkaniec tego pałacu w czasach, gdy nazywano go Namiestnikowskim. Urzędnicy ogłosili, że oni tylko zabierają Krzyż, a właściwie to dwa kawałki drewna przenoszą z ulicy w godne miejsce. To dziwne, że żaden z nich nie zdaje sobie sprawy, że dla katolików Krzyż to znak męki Syna Bożego, że modlitwy są nie do Krzyża, lecz do Jezusa, który na Krzyżu zginął. Tak naprawdę zatem urzędnicy państwowi aresztowali Jezusa Chrystusa. Kilku biskupów, znanych ze swej miękkiej postawy w stanie wojennym, natychmiast wyraziło publicznie radość z tego, co się stało.

Przedstawicielka władzy samorządowej w stolicy pośpieszyła z oświadczeniem, że ten Krzyż nie był symbolem religijnym. Jak widać, dla samorządu Warszawy religijne jest tylko to co podoba się władzy; kiedy ludzie modlą się w nieakceptowanej przez władze intencji, np. za śp Lecha Kaczyńskiego, Krzyż nie jest już znakiem wiary.

Przedstawiciele Kurii Warszawskiej wreszcie są zadowoleni, w stolicy znów zapanował porządek, nikt nie modli się na ulicy, poza godzinami i miejscami wyznaczonymi wspólnie z władzą, która wkrótce przekaże kurialistom obiecane korzyści. Wierni, którzy modlili się pod Krzyżem, przez kilka miesięcy byli narażeni na agresje wynajętych osobników. Teraz zostali potraktowani przez urzędników Kurii jak ci, co przeszkadzają w dobrych stosunkach z władzą, z kim się nie rozmawia, kogo się ignoruje, jako coś, a nie jak wiernych.

Minął jakiś czas od upadku komunizmu, a tu znów Krakowskie Przedmieście, obrażanie i przeganianie wiernych, zastraszanie kapłanów przez Kurię Warszawską, aresztowanie Krzyża przez urzędników państwowych, zapowiedziano nawet mandaty i areszt dla osób zbierających się na Krakowskim Przedmieściu w nie właściwej intencji.

Myślałem, że te czasy minęły, że nie wrócą, myliłem się. Jeszcze nie jestem stary, da Bóg, że doczekam chwili, kiedy arcybiskup Warszawy znów publicznie padnie na kolana i będzie przepraszał za brak charakteru w obronie wiary, wiernych i Krzyża. Żadne słowa nie naprawią jednak krzywdy, jaką wyrządzono wiernym diecezji warszawskiej i pozycji arcybiskupa stolicy Anno Domini 2010. Teraz nawet kapelusz kardynalski nie pomoże. Na autorytet i szacunek trzeba zapracować, nie współpracując z władzą, lecz z ludźmi.

Nie zajmuję się działalnością polityczną, próbuję tylko patrzeć na swoje miasto jak człowiek wierzący. Nie ma potrzeby ukrywać, jestem bardzo rozczarowany postawą arcybiskupa Warszawy, myślimy o wielu sprawach zupełnie inaczej.

Parafianin diecezji warszawskiej

źródło:
http://niezalezna.pl/article/show/id/39122/articlePage/1
http://niezalezna.pl/article/show/id/39122/articlePage/2

Czytaj także: KISZCZAK I KRZYŻE"

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

List do Arcybiskupa

Tak, przypomniały się władzy w Polsce czasy stanu wojennego i postanowili internować Krzyż Pamięci. Kim wy ludzie bezbożni jesteście? Pycha, buta i nienawiść do ludzi wierzących przekroczyła wszelkie granice. I pomyśleć, że Polacy wybrali sejm w którym 3 partie (PO, SLD i PSL)są w koalicji przeciw Krzyżowi Chrystusowemu.
Oby nie sprawdziły się słowa poety:
"A potem w kraju runęło niebo.
Tłumy obdarte z serca i ciała,
i dymił ogniem każdy kęs chleba,
i śmierć się stała..."
Monika

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.