Bez pazurów , bez kłów, bez futra szanse na przetrwanie nie były duże. Odrobinę wyższa inteligencja nie dawała wielkich szans w starciu z doskonale dostosowanymi zwierzętami. W rodzącym się świecie niedostosowane gatunki nie miały szans na rozwój. W tamtych czasach szansą na przeżycie dla dwunogich istot z zaczątkami intelektu było …. stado. Żeby trwać, żeby istnieć trzeba było żyć w stadzie. Stado dawało siłę, stado dawało ochronę, poczucie bezpieczeństwa. Zwiększało szanse. Im silniejsze stado, tym większe szanse. Działając w grupie można było upolować większe zwierzę, można było skuteczniej obronić się przed atakiem innego stada.
Człowiek, który zgubił swoje stado był bez szans. Człowiek, którego stado odrzuciło szybko stawał się pokarmem i ginął w samotności, poczuciu krzywdy, niesprawiedliwości i zagubienia. Odtrącenie przez stado było najgorsze. Minęły tysiące lat a tamten lęk, tamte obawy pozostały. Ludzie potrzebują akceptacji, poczucia przynależności do grupy. Potrzebują często bardziej niż sami zdają sobie z tego sprawę. Bardziej niż są gotowi przyznać się do tego. Potrzeba akceptacji przez innych ludzi jest jednym z najsilniejszych instynktów. To ona sprawia, że w sytuacji kiedy nie wiemy jak się zachować zachowujemy się tak jak inni i w większości sytuacji rozwiązanie takie jest jak najbardziej słuszne.
Powstaje jednak pytanie. Jak wiele możemy zrobić, ile zaakceptować byleby tylko być akceptowanym, byleby nie zostać odrzuconym ? Odpowiedzi przynosi historia i literatura. Nieważne czy to prymitywny i pijany Mikołka morduje konia w powieści Dostojewskiego, czy pijany rozwrzeszczany tłum dokonuje linczu na murzynie, który miał nieszczęście znaleźć się w pobliżu miejsca zbrodni, czy cały naród niemiecki wybiera demokratycznie i czci jak boga Adolfa Hitlera. Nieważna długość i szerokość geograficzna. Mechanizm zawsze ten sam. Dominujący sadysta jest w stanie w sprzyjających okolicznościach zapanować nad tłumem, pokierować jego zachowaniami, uwolnić agresję u większości gapiów i sprawić, że Ci którzy dostrzegają zło tkwiące w całej sytuacji -odwrócą jedynie głowy. Odejdą, bo to niech ich sprawa.
Odpowiedź nie nastraja zatem optymistycznie. Dla akceptacji, z obawy przed odrzuceniem jako gatunek jesteśmy w stanie uczestniczyć w wydarzeniach okrutnych. Przy czym nawet ci, którzy takiego zachowania nie akceptują, bardzo często zachowają w takiej sytuacji postawę bierną. Znajdą potem dla siebie wytłumaczenie. To właśnie ta cecha rodzaju ludzkiego odpowiada za powstawanie totalitaryzmów, za milczącą zgodę Europy na tysiące zamordowanych na oczach świata w chronionej przez ONZ enklawie w Srebrenicy, za tysiące mordowanych w Czeczenii. To nie twoja sprawa – mówi ojciec do małego chłopca próbującego bronić konia przed pijanym Mikołką. To nie nasza sprawa mówią dzisiaj politycy wielu skrzywdzonym narodom.
Nie ma chyba czytelnika, którego nie bulwersowałyby sytuacje bezmyślnego, okrutnego zachowania tłumu. Czytając o takich wydarzeniach, każdy gotów jest wyrazić swoje oburzenie. Potępić zachowanie bezmyślnego motłochu niesiony świętym przekonaniem, ze sam w podobnej sytuacji zachowałby się inaczej. Tyle tylko, że nie ma żadnej pewności jak tak naprawdę zachowałby się w takiej sytuacji. Oburzenie łatwo jest wyrażać siedząc w bezpiecznym domu, w kapciach na fotelu.
Całą sytuację dobrze obrazuje wydarzenie sprzed dwóch tysięcy lat. Powszechną wzgardę i odrazę wzbudza dzisiaj tłum krzyczący „Ukrzyżuj go!”. Jednak według filozofów zarówno świeckich jak i duchownych prawidłowa analiza tej sytuacji powinna kończyć się konkluzją – a ty gdzie byłeś i co krzyczałeś?
Tymczasem uproszczenia są bardzo niebezpiecznie charakterystyczne dla takich sytuacji. Tak samo charakterystyczne jak później starannie dobierane wytłumaczenia, kiedy okaże się, że brakło nam odwagi, żeby stanąć po właściwej stronie, żeby zadziałać zgodnie z wcześniejszymi wyobrażeniami.
Jest w całej sprawie jednak odrobina nadziei. W powieści Dostojewskiego to mały chłopiec, który nie zwraca uwagi na reakcję tłumu. Broni zabijanego konia, ze wszystkich sił. On jeden - najmniejszy w stadzie, zachowuje się najbardziej dojrzale. Niedaleko Piotrkowa, w Pieńkach Karlińskich Niemcy przywieźli na rozstrzelanie grupę 50 skazańców. Rozstrzelanych zostało jednak 51 osób. Zabili również młodego niemieckiego żołnierza – kolegę, który odmówił wykonania rozkazu i strzelania do bezbronnych ludzi. Do dzisiaj nie wiadomo nawet jak się ten człowiek nazywał.
To takie sytuacje i zdarzenia pozwalają ciągle jeszcze wierzyć i mieć nadzieję. Dopóki mali chłopcy będą rzucać się w obronie zabijanego zwierzęcia, dopóki inni będą gotowi umrzeć, żeby tylko nie zabijać, dopóty jest nadzieja. Nadzieja, że jeszcze, może, kiedyś -będzie przepięknie.
Paweł Ciszewski http://www.naszpiotrkow.pl
25.09.2007
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz