Skip to main content

O współczesny język polskiego patriotyzmu

Szczepankiewicz.jpg

Słuchając wypowiedzi działaczy rozmaitych organizacji patriotycznych, redaktorów mediów katolickich, czy nawet polityków tej opcji, nie można się oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z językiem klęski, testamentu i „uniwersytetu trzeciego wieku”. Całości dopełniają oskarżenia, pretensje i święte oburzenie.

Przekaz jest często skonstruowany odwrotnie do zasad, które obowiązują przy pozyskiwaniu ludzi w warunkach względnego spokoju, przy relatywnie słabo odczuwalnych dolegliwościach osobistych, a sporej konkurencji idei.

Zdolność koncyliacji tak wewnętrznej, jak i zewnętrznej omawianych środowisk kształtuje się na bardzo niskim poziomie. W ocenie sytuacji zawsze dominuje czerń, wypowiedzi najchętniej rozpoczyna się od negacji, a dyskusja zbyt często prowadzi do osobistego sporu.

Niekorzystnego odczucia nie mogą zmienić buńczuczne zapewnienia o tym, że - „nie pozwolimy”, „zachowamy”, „odeprzemy” i „przekażemy pałeczkę”. Komunikując się ludźmi w tym stylu, co najwyżej – odstręczymy, zniecierpliwimy a czasem wręcz rozśmieszymy.

Trwający wiele lat brak refleksji w tym względzie powoduje, że zanika umiejętność prowadzenia dialogu i w związku z tym zrywają się więzi społeczne, także te dla narodu najistotniejsze z definicji, bo międzypokoleniowe.

Pierwiastek religijny, który jest naturalnym składnikiem naszej narodowej tożsamości, także przedstawiany jest często w sposób mało atrakcyjny, pomijając już godne pożałowania ekscesy maniaków, na które sterroryzowana większość kolegów daje milczącą zgodę. Wyczyny teologicznych „amatorów” i religijnych „obsesjonatów” kwitowane są często stwierdzeniem, że przecież „nie warto zniechęcać”. W sumie „uczciwy człowiek”. Tyle, że ”nawiedzony”.

Przeważnie wszystko jest za smutne, za długie i realizowane na niewyszukanym poziomie. Recydywa ta niesie za sobą poważne niebezpieczeństwo, że tradycja będąca siłą każdej wspólnoty obracać się będzie za przyczyną kiepskich kustoszy przeciwko nam. Mizeria dotyka niemal wszystkich dziedzin - począwszy od przemówień sejmowych, przez kazania niedzielne, patetyczną i wtórną „poezję narodową”, a skończywszy na rozmaitych prezentacjach mieszanych.

Sztandary, krzyże i chleby. Krew, pot i łzy. Masoni, Żydzi, sodomici i liberałowie. Zbyt często w takim klimacie odbywa się współczesna debata o sprawach Narodu Polskiego. Dominuje symbolika wojenna, a zdrową refleksję i myślenie pozytywne zastępuje poszukiwania spisków. Po drugiej stronie z wyższością usadawiają się zwolennicy „nowoczesnego patriotyzmu”, prorocy „końca historii”, „patrioci europejscy” i osoby „patriotyczne – inaczej”.

Przechodząc od kwestii związanych z językiem debat, przemówień, kazań i przedstawień - do języka, którym opisywana jest polska rzeczywistość musimy zauważyć, że w głównych mediach dominują osobiste spory, kryminalne afery i kronika wypadków. Realne życie narodowe relacjonowane jest zatem językiem szmatławej sensacji. W ten właśnie sposób kreowany jest wykrzywiony obraz polskiej rzeczywistości – politycznej, społecznej i gospodarczej.

Rzeczpospolita jawi się w nim, jako kraj awanturników, złodziei i nieszczęśników, którzy od czasu do czasu z namaszczeniem odprawiają powtórny pogrzeb, lub odgrzewają wspomnienia swojej martyrologii. Brakuje natomiast dostatecznej reakcji na pielęgnowanie negatywnych stereotypów Polaka i historyczne rewizje inspirowane przez nieprzyjazne ośrodki. Zbyt wielkie jest przyzwolenie na eksperymenty z pogranicza wolności twórcy i lżenia narodu, czy obrażania uczuć religijnych Polaków.

Nie sugerując wprowadzenia „cenzury prewencyjnej”, należy jednak stworzyć właściwy klimat i wypracować poprawne intelektualnie sposoby reakcji na powtarzające się prowokacje. Nieudolne, a przy tym naiwne kontrakcje nie powinny ośmieszać tradycyjnie myślących Rodaków, oraz przysparzać reklamy wyobcowanym „artystom”. Być może przy większym staraniu udałoby się doprecyzować brzmienie przepisów prawnych tak, aby wspomniane dobra były w sposób rzeczywisty chronione, a spokój społeczny utrzymany.

Licencjonowane „autorytety” zastępują dziś ludzi mądrych i godnych zaufania. Bardzo często za tymi „nadaniami” idzie kompromitacja i zgorszenie, bo okazuje się, że są to ludzie z zaszarganą przeszłością, albo zrujnowanym życiem osobistym. Przyzwolenie na obłudę i fałsz zniszczyło wręcz dialog publiczny w minionym dwudziestoleciu i zrelatywizowało pojęcie zaufania.

W życiu publicznym zbyt mało jest spokojnej narodowej dumy, poczucia siły, pewności siebie, optymizmu i przebojowości. W mediach brakuje zaś najważniejszego przesłania: że warto być Polakiem.

Wielu przyzwoitych ludzi uważa więc, że od spraw publicznych lepiej się trzymać z daleka, bo jest to zajęcie uwłaczające ich godności. Ten stan zdaje się bardzo odpowiadać dzisiejszej klasie politycznej, gdyż dodatkowo uszczelnia zamykaną usilnie scenę i rezerwuje profity.

Reasumując: nie ma dziś dobrego klimatu do obywatelskiej aktywności, brakuje pozytywnej motywacji do zajmowania się Polską, a w kwestiach religijnych niekompetentni świeccy zbyt często wkraczają w przestrzeń przynależną pasterzom.

Frazeologia w części XIX, a w części XX wieczna nie przystaje do otoczenia kulturowego, tworzonego przez młodych, aktywnych i bogatych. Nie trafia zatem do ludzi zasłużonego polskiego sukcesu.

Do określenia grupy „zasłużonego sukcesu” możemy roboczo użyć którejś z definicji tzw. klasy średniej, albo też posłużyć się kryterium stanowym. Jedno jest pewne, to na tych ludziach spoczywa ciężar uzupełniania, lub wręcz zastępowania niewydolnego i zależnego dziś państwa, to właśnie oni są w stanie cokolwiek zmienić, ponieważ posiadają zdolności potrzebne do tworzenia sprawnych organizacji, oraz kierowania pracami współobywateli.

Dla przykładu warto nadmienić, że tzw. małe i średnie przedsiębiorstwa wytwarzają obecnie ponad połowę polskiego PKB, a ich właściciele stanowią jedynie część omawianej grupy, do której należą też przedstawiciele wolnych zawodów, urzędnicy, naukowcy, a także dobrze opłacani fachowcy. Łatwo więc zauważyć, jak istotna jest kwestia pozyskania tych osób dla aktywności publicznej, ściślejsze zainteresowanie ich losami kraju.

Działania patriotyczne, oraz pielęgnowanie tradycji stały się obecnie domeną pasjonatów i osób na emeryturze. Nie umniejszając znaczenia ludzi w podeszłym wieku, dziś głównie jednoczonych przez katolickie media, oraz niezwykle cennych środowisk kombatanckich, musimy zauważyć, że przyszłe losy Polski znajdują się w rękach najaktywniejszych, najbardziej zaradnych, a siłą rzeczy możliwie zasobnych.

Przygarnianie życiowych nieudaczników stało się upadlającym błędem opcji chrześcijańsko - narodowej. Niektórzy z nich przy kolejnych zawirowaniach politycznych obejmowali wręcz funkcje parlamentarne i rządowe. Ci ludzie potrafili zmarnować wszystko, począwszy od entuzjazmu młodych, a skończywszy na powierzonym publicznym groszu. Zbyt wielu „zatroskanych” nadal reaguje nerwowo na sam dźwięk słowa, „obowiązek sukcesu”, „przedsiębiorczość” czy „konkurencyjność” i wdzięcznie wspomina czasy PRL-u.

Socjalizm skutecznie zainfekował zarówno myślenie narodowe, jak i religijne, a przy traktowaniu ludzi z problemami osobistymi zbyt często używa się języka molestacji politycznej.

W efekcie prowadzonych „gier” stracono niemal wszystko i dziś stoimy w obliczu bezwzględnej potrzeby odnowy całej opcji chrześcijańsko - narodowej, przy minimalnych, bądź żadnych aktywach. Dla obecnie przegranych polityków słowo znaczyło niewiele, a z czasem pewność siebie zastąpiła wszelką poczciwą refleksję. To nie byli dobrzy przywódcy na czas warunkowanych szans i skomplikowanych zagrożeń.

Narodowym obowiązkiem jest dzisiaj tworzenie nie tylko autentycznych lokalnych, a dalej krajowych elit, ale też wykształtowanie współczesnego języka patriotycznej komunikacji. W społecznym podziale pracy jest godne miejsce dla wszystkich, ale natychmiast odejść należy od mieszania ról i związanego z tym pospolitego bełkotu w życiu publicznym.

Eliminacja wirusów nagromadzonych przez dziesiątki lat, a dzisiaj tak dobrze zadomowionych w rozumowaniu naszych współobywateli nie jest zadaniem łatwym. Mówiąc językiem Roty, czy pacierza, nasi Rodacy zbyt często myśleli językiem PRL-u.

Na szczęście opisana hybryda przestaje być językiem większości aktywnych Polaków, lecz skutki braku higieny w omawianym zakresie będziemy najprawdopodobniej jeszcze czas jakiś odczuwać. Oby jak najkrócej.

Jan Szczepankiewicz: www.prawica.net

0
Nikt jeszcze nie ocenił tej publikacji. Bądź pierwszy
Twoja ocena: Brak

Dekalog

Najbardziej przykre jest to, że hierarchia kościelna zmieniła 4 przykazanie i buduje rodzinę bez rodziców.

O co chodzi ?

portret użytkownika Robert Szala

Proszę, aby (niezweryfikowany Tadeusz) rozwinął myśl- o co chodzi ?
Czy o to, aby puścić tzw. ,,bąka" i uciec ...... , a smród zostaje !

Niezweryfikowany

portret użytkownika Admin
cytuję Robert Szala

Proszę, aby (niezweryfikowany Tadeusz) rozwinął myśl- o co chodzi ?
Czy o to, aby puścić tzw. ,,bąka" i uciec ...... , a smród zostaje !

to jeden z Autorów trybunalskich.pl Zapewne myśl rozwinie.
Admin

Opcje wyświetlania odpowiedzi

Wybierz preferowany sposób wyświetlania odpowiedzi i kliknij "Zapisz ustawienia" by wprowadzić zmiany.