13 grudnia minęła 39 rocznica wprowadzenia stanu wojennego na terytorium całego kraju. Po latach czytelnicy historii mogą mieć jednak wątpliwości, czy stan wojenny został wprowadzony także na uczelniach i czy spowodował jakiekolwiek dotkliwe skutki w domenie akademickiej. Dostępne w internecie historie uczelni na ogół pomijają tę datę, jakby nic istotnego w ich historii wtedy się nie wydarzyło.
W „Dziejach Uniwersytetu Jagiellońskiego”, wydanych w 2000 r. na 600 rocznicę odnowienia jagiellońskiej wszechnicy, nie ma nawet takiego terminu jak „stan wojenny”.
Czyli co? To wydarzenie nie miało żadnego znaczenia dla najstarszej polskiej uczelni? Nie warto o nim nawet wspomnieć?
„Dzieje” są książką pozostającą w obiegu edukacyjnym, więc taką historię, bez stanu wojennego, przyswajają sobie młodzi Polacy, szczególnie ci, którzy chcą otrzymać indeks UJ. A starsi się dziwią, że młodzież nie zna naszej historii. A dlaczego się nie dziwimy, że naszej historii nie znają/nie chcą znać profesorowie, historycy polskich uczelni?
Dlaczego nie ma protestów historyków, organizacji kombatanckich, solidarnościowych, ministerstwa, przeciwko takiemu fałszowaniu historii ? Czemu się finansuje takie „dzieła”, takich „historyków”? Przed konsekwencjami chroni ich autonomia? Przecież autonomię, to uczelnie mają do poznawania prawdy, a nie do jej unicestwiania.
Od lat informuję o tym opinię publiczną, akademicką, władze UJ, komisje PAU, ministrów nauki i szkolnictwa wyższego. I żadnych pozytywnych reakcji. Na wydawanie dzieł naukowych, podobno nie ma pieniędzy, ale na wydawnie takich szkodliwych bubli – są ! Kto policzy szkody społeczne spowodowane takimi dziełami? Przecież, jak wiadomo, czego Jaś zbyt dobrze czegoś fałszywego się nauczy, to Jan nie zdoła się tak łatwo oduczyć.
Na początku wieku starałem się o realizację projektu „Czarna Księga Komunizmu w Nauce i Edukacji”, ale został on odrzucony przez PAU, z informacją, że na takie coś publicznych pieniędzy nie będzie!
To, że w edukacji peerelowskiej nie było sprawy Katynia, „noża w plecy” i innych niewygodnych dla przyjaźni polsko-radzieckiej dat, nazywamy skandalem, zakłamywaniem historii, typowym dla systemu komunistycznego – i słusznie. Ale jak w wolnej Polsce, w tekstach o najnowszej historii nie ma słowa „komunizm”, „stan wojenny”, PZPR, to reakcji brak. Niektórym obywatelom Polski taki stan rzeczy w głowie się nie mieści, ale widocznie ‚profesorowie’ mają bardziej pojemne głowy, zdolne do pomieszczenia i takich skandali.
Ponieważ akademicy tłumaczą braki naukowe niedostatkiem pieniędzy, zadawałem publicznie pytanie: ile pieniędzy muszą dostać profesorowie, aby zdołali zidentyfikować w historii stan wojenny i system komunistyczny?
Bez odpowiedzi, przez lata! Odnieść można wrażenie, że za żadne skarby nie chcą poznać prawdziwej historii i cały skarb państwa można by na nich opróżnić, a prawdy i tak nie wykryją.
Niewykryciu stanu wojennego w historii UJ, towarzyszyło niewykrycie pokrzywdzonych w PRL, nad czym pracowali uczeni jagiellońscy w III RP.
Prowadząc badania, jedynie wśród beneficjentów systemu, otrzymywali oczekiwany rezultat – brak pokrzywdzonych! Co prawda wykrywano działania SB, ochraniającej tak cenny obiekt jak UJ i jego pracowników, ale podobno nikomu z przyczyn politycznych włos z głowy nie spadł.
Można by sądzić, że SB wraz z dziesiątkami TW, KO ochraniała tak znakomicie UJ, że ten stanowił podczas wojny jaruzelsko-polskiej wyspę szczęśliwości. Może nie aż tak szczęśliwą, jak Sołowki w czasach stalinowskich według opowiadań Maksyma Gorkiego, ale jednak. No cóż, to historycy – bajkopisarze taką wyspę szczęśliwości w morzu jaruzelskim utworzyli.
Może zainspirowani byli bajką ’Wyspa szczęśliwości’ [Leszek Sulima Ciundziewicki]
‘Kiedyś dzieci wymyśliły,
że na wyspie będą żyły.
Same na niej zamieszkają,
wpuszczą tych, co z bajek znają.’
I dobrze na tym wyszli, zatrudniani na etatach, stanowiskach, nieraz wielu. Sami na wyspie szczęśliwości żyli/żyją, wpuszczając na nią tych, co ze swych bajek znają.
Tak, tak. Na tej jaruzelskiej wyspie szczęśliwości, prowadzono selekcję kadr akademickich, ale ci szczęśliwi badacze oznajmiali w swych raportach, w ramach powracającej fali zakłamywania historii, że ta selekcja per saldo była korzystna. Dla nich, na pewno tak, a wpuszczając na wyspę jedno bohaterów swoich bajek, mogli żyć długo i szczęśliwie, bacząc jeno, aby na wyspę nie wtargnęli jacyś niepożądani „korsarze” i nie zakłócali im szczęśliwego żywota.
Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska nr 51 z 16 grudnia 2020 r.
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz