Sprawa Ukrainy i zaangażowania w jej wewnętrzne problemy politykierów rządzących III RP obnażyła pewne interesujące zjawisko – brak utożsamiania się polskiego społeczeństwa z oficjalną polityką władz. Zresztą maleje ilość spraw, z którymi Polacy by się utożsamiali.
Skoro w akcję na Ukrainie tak bardzo zaangażował się premier Donald Tusk, prezydent Bronisław Komorowski oraz lider koncesjonowanej opozycji, Jarosław Kaczyński, skoro ten ostatni oraz minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski osobiście udali się do Kijowa, skoro pojechał tam nawet Jacek Protasiewicz z PO, kojarzony co prawda bardziej z tzw. aferą taśmową aniżeli z czymś poważniejszym, to przecież cała Polska powinna wrzeć.
Czyż PiS nie powinien organizować pod ambasadą Ukrainy manifestacji solidarności z uciskanym przez Janukowycza narodem ukraińskim? Czyż Tomasz Sakiewicz nie powinien mobilizować Klubów Gazety Polskiej i czy tysiące ludzi nie powinno się już zjeżdżać do stolicy na wielką manifestację poparcia dla członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej? Czyż czekoladowo-kotylionowy Bronek nie powinien już składać wieńców pod pomnikiem „za wolność naszą i waszą”, a Donald i cała PO wraz z zawsze aktywną na wiernopoddańczych wobec Brukseli wiecach młodzieżówką Młodzi Demokraci, nie powinni już urządzać biegów przyjaźni polsko-ukraińskiej na Nowym Świecie w Warszawie? A może nawet meczu piłkarskiego na Stadionie Narodowym między np. polskimi dziennikarzami z Lisem i Olejnik na czele a skleconą naprędce jakąś niby ukraińską drużyną? No i czy na ulice nie powinni wyjść wreszcie zwykli Polacy manifestując głośno swoje poparcie dla idei „Ukrainy w UE”?
Tak oczywiście powinno być i tak zapewne by było, gdyby ktokolwiek tak naprawdę wierzył w to, że członkostwo Ukrainy w UE ma jakikolwiek sens i znaczenie dla Polski i że w ogóle jest możliwe. I tak pewnie też by było jeśli kogokolwiek jakakolwiek Ukraina autentycznie by obchodziła. Politycy muszą wykonywać pewne gesty, robić teatrzyk, zwłaszcza politycy kraju, który nie jest już suwerenny. Muszą stwarzać pozory, że coś robią, coś mogą i że coś w ogóle chcą.
Polacy przestali już myśleć w kategoriach dobra Polski, nie są już w stanie rozpoznać co jest w interesie naszego kraju a co nie jest. Czy ktoś potrafi z pełną odpowiedzialnością odpowiedzieć na pytanie czy członkostwo Ukrainy w eurokołchozie leży w interesie Polski? Bo czy tu w ogóle jeszcze chodzi o Polskę, a może już tylko o jakiś nowy „priwislanskij kraj”? Czy histeria polskich politycznych kundli na szczytach władzy robi jeszcze na kimkolwiek wrażenie i czy ich jazgot wart jest najmniejszej choćby uwagi przeciętnego Polaka?
Na pewno wolna Ukraina leży w interesie Polski, lecz w interesie Polski wolnej a nie „priwislanskiego kraju” czy „generalnej guberni”. Trudno się więc dziwić temu, że ludzie zaczynają mieć wszystko w d…ie. Również to, czy ich Ojczyzna jest wolna czy nie. Poczucie tożsamości narodowej zanika, więź z państwem kruszy się coraz bardziej. Ale co zrobić, skoro wokół bębni się, że narody mają zniknąć zaś własne państwo staje się okupantem…
Milczenie zwykłych Polaków w sprawie Ukrainy, ale zwłaszcza milczenie środowisk politycznych, których liderzy mocno angażują się w „poparcie dla demokratycznej Ukrainy”, brak wieców pod ukraińską ambasadą w Warszawie pokazują, jak bardzo realne życie rozminęło się z teatrzykiem fundowanym nam przez wierchuszkę III RP i jej oficerów prowadzących. Gorzej, że to „realne życie” także staje się teatrzykiem lalek, ludzie przeistoczyli się w bezwolne manekiny, które można przestawiać wedle uznania.
Paweł Sztąberek: www.prokapitalizm.pl
8 grudnia 2013
- Blog
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz