Ach, jakże słuszne było spostrzeżenie Stefana Kisielewskiego, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w innym ustroju! Co prawda wynalazek przymusu szkolnego pojawił się w Europie jeszcze w wieku XVIII, kiedy socjalizm dopiero śnił się Klaudiuszowi de Saint-Simon, a Karolowi Fourierowi - falanstery, ale w XIX wieku, wraz z rozwojem socjalizmu, się upowszechnił - również w naszym nieszczęśliwym kraju za przyczyną okrutnych zaborców, a potem - już tubylczych urzędników. Jak można się domyślić, obowiązek szkolny prowadzi do sprzeczności, które można zauważyć już przy lekturze konstytucji. Nawiasem mówiąc, przygotowana przez „bandę czworga” konstytucja z 1997 roku jest dokumentem dziwnie osobliwym, w którym nonsens goni nonsens. Weźmy dla przykładu art. 2 głoszący, że Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Jest to oczywisty bełkot, bo albo demokratycznym, to znaczy - funkcjonującym w myśl zasady, że o tym co słuszne, każdorazowo decyduje większość - albo prawnym, to znaczy takim, w którym o tym co jest słuszne, przesądzają zasady nie podlegające żadnemu głosowaniu. A tu jeszcze ta nieszczęsna „sprawiedliwość społeczna”, czyli rodzaj rabunku w tak zwanym majestacie prawa. Słowem - opadają ręce i nogi.
Toteż już bez zdziwienia czytamy w art. 70 ust. 1 konstytucji, że „każdy ma prawo do nauki”, ale „nauka do 18 roku życia jest obowiązkowa” chociaż art. 39 tejże konstytucji stanowi, że „nikt”, to znaczy - również obywatele niepełnoletni - nie może być poddany eksperymentom naukowym (...) bez dobrowolnie wyrażonej zgody. A czyż przymuszanie do edukacji od 7 roku życia (a od roku 2014 ten obowiązek zostanie rozciągnięty na dzieci od 6 roku życia) do pełnoletniości nie jest „eksperymentem naukowym”? Oczywiście, że jest, często bardzo brzemiennym w skutki - o czym w roku 1981 mówił biolog, prof. Goldfinger-Kunicki. Zapytany o przyczynę, dla której w buncie przeciwko komunie w roku 1980 siłą dominującą byli młodzi robotnicy, a nie - jak to zwykle bywało - młodzież studencka odpowiedział, że to proste; młodzi robotnicy mieli najkrótszy kontakt z systemem edukacyjnym, podczas gdy studenci - najdłuższy.
Konsekwencje długiego kontaktu z systemem edukacyjnym widać choćby na przykładzie porównania inwazji na Czechosłowację w roku 1968 i dokonanej przez Związek Radziecki kilka lat później inwazji Afganistanu. Czechosłowacja - kraj kulturalny, wszyscy obywatele edukowani, czytali książki i gazety - i co tam wyczytywali? Ano, że Armia Radziecka jest niezwyciężona. Więc podczas inwazji wojsko czechosłowackie nawet nie wyjrzało z koszar, bo i po co, skoro Armia Radziecka jest niezwyciężona? Tymczasem Afganistan to kraj całkiem inny, większość to analfabeci, więc ani książek, ani gazet nie czytali i zwyczajnie nie wiedzieli, że Armia Radziecka jest niezwyciężona. Kiedy zatem wtargnęła do ich kraju, po staremu stawili opór i proszę - z jakim rezultatem! Nic zatem dziwnego, że niektóre dzieci poszukują prawdy na własną rękę, jak ten chłopiec, zapytany o czym mówiła na lekcji pani nauczycielka, odpowiedział, że mówiła, iż Fenicjanie robili szkło z piasku. - To nie jej wina - próbował ją usprawiedliwiać - ona tak musi, bo inaczej wywaliliby ją z posady.
Takie przypadki są jednak raczej wyjątkowe. Większość młodych ludzi, zmuszonych do chodzenia do szkoły - bo przecież nie do nauki, do której nikogo zmusić niepodobna - lekceważy nie tylko edukację, ale i nauczycieli, ponieważ wie, że żeby tam nie wiem co, to do szkoły chodzić muszą. Nic zatem dziwnego, że dochodzi nie tylko do ostentacyjnego lekceważenia, ale i aktów agresji wobec nauczycieli, którzy w gruncie rzeczy niczego nie mogą zrobić. Ale pięcioro nauczycieli z gimnazjum w Suwałkach znalazło lukę w stworzonym przez idiotów systemie i oskarżyło swoich uczniów o znieważanie funkcjonariuszy publicznych - bo jużci; Umiłowani Przywódcy pragnąc podlizać się sporej grupie „elektoratu” jaką stanowią nauczyciele, rozciągnęli na nich status funkcjonariuszy publicznych. Za znieważenie takich funkcjonariuszy grożą surowe kary - bo jużci - Umiłowani Przywódcy dbają zarówno o swój prestiż, jak i prestiż urzędników, którzy ich idiotyczne, a często również zbrodnicze pomysły bezlitośnie egzekwują. Okazuje się, że tylko w taki sposób nauczyciele mogą pozbyć się uciążliwych uczniów i to jeszcze zanim ci dojdą do pełnoletniości - oczywiście pod warunkiem, że niezawisły sąd nie zrobi znowu jakiegoś uniku. A pewnie zrobi, bo jakże tu spodziewać się, że niezawisły sąd rozsupła gordyjski węzeł, zasupłany przez całe pokolenia socjalistów?
A można by uniknąć tych wszystkich komplikacji i przywrócić edukacji i nauczycielom szacunek, gdyby system prawny naszego nieszczęśliwego kraju został ufundowany na zasadzie volenti non fit inkuria, co się wykłada, że chcącemu nie dzieje się krzywda - i gdyby przymus szkolny został zniesiony, a za edukację trzeba było płacić - oczywiście po odpowiednim zmniejszeniu podatków, które teraz rząd ściąga z obywateli pod pretekstem, że edukuje im dzieci. Do szkoły chodziłby ten, kto naprawdę chciałby się uczyć - od czego poziom nauczania automatycznie by się podniósł - bo o obecnym szkoda nawet mówić. Sam spotkałem się z sytuacją, w której musiałem wyjaśniać studentom, dlaczego zmieniają się pory roku - bo przy omawianiu traktatu waszyngtońskiego, a konkretnie - obszaru działania NATO - nieopatrznie zapytałem, dlaczego Zwrotnik Raka nazywa się „zwrotnikiem” i w ten sposób przekonałem się, że nie wiedzą, jaka jest przyczyna następowania po sobie pór roku. Z drugiej strony, będąc w Piotrkowie Trybunalskim przekonałem się ze zdumieniem, że tamtejsze liceum ma własne planetarium, jedno z trzech szkolnych planetariów w kraju. Okazuje się, że jest mnóstwo znakomitych nauczycieli; szkoda tylko, że o minimum szacunku muszą walczyć aż w sądach.
Stanisław Michalkiewicz: www.michalkiewicz.pl
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz