442 lata temu 1 lipca 1569 r. w Polsce miało miejsce bardzo ważne wydarzenie, które zmieniło sytuację polityczną w ówczesnej Europie środkowo-wschodniej. Królestwo Polskie wraz z Wielkim Księstwem Litewskim w Lublinie uroczyście podpisały akt unii lubelskiej. Powstało wówczas nowe państwo pod nazwą Rzeczypospolita Obojga Narodów.
Zawarcie tejże unii realnej było poprzedzone wieloma dyskusjami, sporami politycznymi, w których dominującą pozycję mieli Polacy. Ówczesna polska elita polityczna potrafiła wymusić na Litwie podpisanie ostatecznego aktu unii lubelskiej, które ograniczyło ich litewską suwerenność. Wielkie Księstwo Litewskie było wówczas słabym państwem i miało spore problemy z obroną własnego terytorium przed wrogami z zewnątrz, np. z Tatarami. Litwini wybrali w związku z tym mniejsze zło i zawarli ścisły sojusz z Polską, tracąc część suwerenności i spore obszary ich terytorium (Podlasie, Wołyń, Kijowszczyznę). Od tamtego momentu Polska i Litwa miały wspólnego władcę, a także sejm, monetę. Prowadzili również wspólna politykę zagraniczną. Korona i Wielkie Księstwo Litewskie zachowały za to własne urzędy, a także wojsko.
Polska elita polityczna w brutalny sposób wykorzystała Wielkie Księstwo Litewskie do realizacji własnych celów. Pomijam kwestię, czy te cele były słuszne. W każdym razie ówczesne państwo polskie pokazało swoją silną pozycję w Europie środkowo-wschodniej. W tym momencie przypomniała mi się wypowiedź Rafała Ziemkiewicza z 16 kwietnia, kiedy to na Kongresie Nowej Prawicy nawiązywał on m.in. do słów Romana Dmowskiego, który głosił, iż w polityce liczy się tylko siła i brak siły.
1 lipca 1569 r. Polska potwierdziła swoją silną pozycję polityczną. Z kolei 226 lat później I Rzeczypospolita przestała istnieć. Przyczyną tego upadku była słabość polityczna, militarna I RP i silna pozycja wielkich mocarstw europejskich – Rosji, Austrii i Prus. Państwa te w brutalny sposób wykorzystały Polskę do realizacji własnych celów. I nie ma się czemu dziwić, ponieważ w polityce liczy się tylko siła i brak siły. Słabszy musi podporządkować się silniejszemu.
Jest 1 lipca 2011 r. Polska rozpoczyna przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. W naszych mediach daje się odczuć wielką euforię, zupełnie jak gdyby Polska była wielkim imperium europejskim. Czy rzeczywiście zasługujemy na tytuł mocarstwa europejskiego, jak 442 lata temu? Niestety nie.
Przede wszystkim przewodnictwo w Radzie UE na okres sześciu miesięcy nie oznacza pełnej władzy nad całą Unią Europejską. Każdy z krajów członkowskich przez pół roku przewodniczy UE, więc Polska nie jest tutaj w żaden sposób wyróżniona.
Dzisiejsze państwo polskie nie posiada żadnej znaczącej siły politycznej, militarnej, czy gospodarczej. Co prawda Polska nie jest w tak tragicznej sytuacji jak Grecja, Portugalia, czy Irlandia, ale nie zmienia to faktu, że nie mamy się czym pochwalić, czego przykładem może być nasz coraz większy dług publiczny.
Najprawdopodobniej przez najbliższe sześć miesięcy czołowe media będą nam wmawiać, że od decyzji polskiego rządu zależeć będą losy całej Unii Europejskiej. Tym samym dla gabinetu Donalda Tuska będzie to idealna okazja, by prowadzić skuteczną kampanię wyborczą do parlamentu. Od 1 lipca 2011 r. każda wypowiedź krytykująca rząd Donalda Tuska może zostać potraktowana jako chęć zaszkodzenia Polsce na arenie międzynarodowej.
1 lipca 1569 r. Polska była jednym z wielkich mocarstw europejskich, gdyż udowodniła swoją silną pozycję polityczną. Dziś po 442 latach niektórym może wydawać się, że nasz kraj rozpoczynając przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej znów stał się wielkim imperium. Z pewnością polski rząd i sprzyjające mu media będą próbowały pokazać polskiemu społeczeństwu swoją silną pozycję w Europie. Będą udowadniać, że ta polska prezydencja to wielka szansa dla rozwoju naszego kraju. W rzeczywistości jednak będzie to jedna wielka propaganda sukcesu.
Mateusz Teska: http://www.prokapitalizm.pl
1 lipca 2011
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz