Obejrzałem właśnie film Roberta Altmana, "Vincent i Theo". Utwór ten doskonale pokazuje w jakich bólach rodzi się geniusz, zresztą za swojego życia niedoceniony.
Van Gogh mieszka w nędznych warunkach, gdzieś na wsi, nie ma własnych pieniędzy. Tworzyć może tylko dzięki pomocy brata, który zarabia pracując w jednej z paryskich galerii. Cały czas wierzy w Vincenta, dlatego wspiera go, nawet wówczas, gdy wydaje się to przedsięwzięciem beznadziejnym. Vincent van Gogh, czy jego brat, nawet nie myślą o tym, by udać się do jakiegoś ministerstwa, czy też do innego urzędu po dotację. Ta kwestia pewnie nawet nie rodzi się w ich głowach.
Vincent van Gogh nie zaznał dobrobytu, umarł w takiej samej nędzy, w jakiej żył... Jest jednak artystą, którego obrazy osiągają dziś na aukcjach niebotyczne kwoty...
Jakże wiele się od tamtego czasu zmieniło... Czy w jakimś polskim mieście bądź gminie, istnieje związek artystów plastyków, który nie byłby przyssany do państwowego bądź gminnego cycka? Może i istnieje, choć jeśli tak, to pewnie stanowi wyjątek. Ale problem dotyczy nie tylko sztuk plastycznych. Również filmowcy z niezwykłą lubością uwielbiają stawać się niewolnikami państwa. Powołanie jakiś czas temu Instytutu Sztuki Filmowej ten stan niewolnictwa tylko przypieczętował.
Właśnie niedawno byliśmy świadkami, jak minister kultury zakazał dofinansowania z pieniędzy ISF-u, czyli pieniędzy podatników, produkcji filmu "Westerplatte". Decyzja ta wywołała oczywiście oburzenie filmowców i niektórych pismaków, że jak to tak... Państwo ma dołożyć i koniec. Z żalem patrzyłem na znanego aktora, Bogusława Lindę, jak ubolewał, że minister kultury nie chce dać... Pan Linda, aktor utytułowany, do biednych pewnie nie należy, niemniej nie miał żadnych oporów, by publicznie domagać się jałmużny od ministra na film "Westerplatte". Trochę to wstyd...
Ale tak to już jest, gdy na własne życzenie artysta pozbywa się niezależności. Pan raz da, raz nie da... A jak da - to i zabrać może. Kiedyś artysta, jeśli chciał być wolny, musiał doświadczyć wielu upokorzeń, musiał niejednokrotnie sięgnąć dna, nie obciążając przy tym podatników, zanim świat o nim usłyszał. Wielu pewnie przepadło na wieki w zapomnieniu. Świat ich odrzucił. Innych natomiast, takich np. jak van Gogh, unieśmiertelnił, choćby i po ich śmierci. Dziś wszyscy od razu chcieliby być wyniesieni na piedestał, najchętniej dzięki wsparciu ministra kultury. Panowie od "Westerplatte"... Jeśli chcecie zrobić film, nakręćcie go za własne pieniądze.
Publiczność oceni wasze dzieło. I albo wyniesie was na szczyty sławy, albo strąci w czeluście piekielne. Ale nie każcie, by za wasz film płacili również ci, którzy w ogóle nie interesują się sztuką i nigdy w kinie nie byli.
Paweł Sztąberek http://www.kapitalizm.republika.pl/
22 września 2008
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
czyli WIELCY ARTYŚCI na garnuszku (jak chcą inni - rondlu) Gminy
ten artykuł przypomina mi o kilka tygodni temu zakończonych Skrzyżowaniach albo Translacjach czy jakoś tak szumnie a dziwnie nazwanych "Zdarzeniach Artystycznych". Problem finansowania kultury, sztuki oraz sportu jest sztucznie wytworzonym problemem przez różnych barw lewicę i lewaków. Na TRYBUNALSKICH pojawiał się już kilka razy pomysł Karty Miejskiej.Wydaje mi się, że pomysł jest wart dopracowania i wprowadzenia w życie podobnie jak TALON OŚWIATOWY. Taka Karta czy Talon w ręku obywatela naszego miasta prowadziłaby do finansowania najbardziej potrzebnych dla mieszkańców instytucji, klubów, stowarzyszeń czy wydarzeń artystycznych, sportowych czy kulturalnych.Nie decydowałby urzędnik czy polityk mający znajomych lub rodzinę w światku artystycznym czy sportowym albo mającym interesik w pokazaniu się jak to dba i najważniejsze jak daje wspólny grosz swoim wybrańcom. Po prostu nasz kraj i nasze miasto a także tzw.: Unia Europejska budują socjalizm tym razem eurosocjalizm.
Maciej Dybowski