Przykład Grecji pokazuje, że przyjęcie euro nie jest żadnym remedium na problemy ekonomiczne. Zwolennicy wspólnego unijnego pieniądza przedstawiają euro niemalże jako walutę-cud, która działa niczym czarodziejska różdżka czyniąca tylko dobre rzeczy. Tymczasem jest to mit. Czy przykład Grecji i kilku innych krajów w których obowiązuje euro zdoła go obalić?
Aby przyjąć euro trzeba spełniać określone parametry, m.in. deficyt finansów publicznych ma być na niskim poziomie. Ale czy w systemie społeczno-gospodarczym, w jakim funkcjonuje większość prowincji Unii Europejskiej, niski deficyt jest w ogóle możliwy? Socjal-etatystyczny system siłą rzeczy skazany jest na coraz większe wydatki rządowe, gdyż generuje coraz większe potrzeby instytucji utrzymywanych z pieniędzy podatników. Dodając do tego fakt, iż warunkiem uczestniczenia w demokratycznej polityce jest obiecywanie ludziom niestworzonych rzeczy i przynajmniej częściowa realizacja tych obietnic, wydatków znacznie przewyższających wpływy nie da się uniknąć. W tym momencie Grecja jest tego namacalnym przykładem.
O poziomie gospodarczym danego kraju decyduje, w większej mierze niż sama waluta, jakie podejście do gospodarki ma rząd. Jeśli filozofia rządzenia sprowadza się do nakładania na obywateli wysokich podatków, utrudniania przedsiębiorczości, reglamentowania dostępu do rynku, faworyzowania określonych grup, np. zawodowych, kosztem pozostałych obywateli, wówczas nie ma ratunku... Wcześniej czy później musi nastąpić załamanie. Jeśli natomiast rząd prowadzi politykę przeciwną do przedstawionej wyżej, wówczas żadne euro nie jest do szczęścia potrzebne, ponieważ zdrowa, silna gospodarka obroni się sama. A kto "obroni" Grecję? Znając życie, najpewniej podatnicy z całej UE... Do następnego razu...
Paweł Sztąberek: http://www.kapitalizm.republika.pl
15 lutego 2010
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz