Postępująca laicyzacja, stara się zredukować religię katolicką do religii kieszonkowej, która swoje miejsce ma właśnie nie na ścianach szkół, lecz na samym dnie części duszy, wyalienowanej od przestrzeni społecznej.
Mając do czynienia z powszechnym zjawiskiem ogałacania szkolnych ścian z krzyży, możemy sobie powiedzieć jasno, że dziś doszliśmy do haniebnego punktu w historii zachodniej cywilizacji, która to, traktuje religie nie jako proces, ale jako produkt, idąc według obowiązującego dziś konsumeryzmu. Wchodzi on w zakamarki przestrzeni społecznej jeszcze do niedawna wolnej od mechanizmów wolnego rynku, który odgrywa współcześnie wielką rolę w kontaktach międzyludzkich.
Laicyzacja świadomie namawia organizm Unii Europejskiej do traktowania religii w ramach produktu, a nie procesu. Produkt bowiem można schować lub wyrzucić, gdyż jest on już czymś skończonym i niepodatnym na ewolucję przystosowawczą do nowych okoliczności. Biorąc religię w ramy procesu, laicyzacja strzeliłaby sobie w stopę, bo przecież owy proces trwałby od wieków, aż do teraz, co w prosty sposób pokazuje, iż religii, jako syntezy wierzeń i tradycji nie można wyrzucić do kosza.
Proces jest podatny na zmiany i elastyczny w swojej strukturze, co sprawia, że bardzo trudno się go pozbyć z przestrzeni społecznej. Zatem obrano sobie drogę, która w dobie wszechobecnego konsumeryzmu, jaki nakłada się nawet na święta do niedawna natury obrzędowej, dociera do ludzi w łatwy i znany im sposób.
***
Głosi się, iż religia chrześcijańska, jest podwaliną naszej kultury, lecz jako taką, można ją jedynie zobaczyć w muzeum. Dla dzisiejszej laicyzacji, chrześcijański panteon, podtrzymujący europejską kulturę, jest już rozdziałem definitywnie zamkniętym.
Oczywistym jest, że w tym przypadku mamy do czynienia z nieprawdą, ponieważ religia nie tylko wciąż żyje, ale i ewoluuje, przystosowując się do nowej przestrzeni społecznej w sposób, który nie tylko nie zabiera jej swojej istoty, lecz nawet ją wzbogaca. Widać było to na przykładzie pontyfikatu Jana Pawła II, kiedy to religia katolicka nabrała nowego wymiaru, a sama osoba „Białego Biskupa”, okazała się być zalążkiem punktu zwrotnego w historii wiary.
***
Religia została wrzucona do tego samego worka, co edukacja. Dziś bowiem, edukacja jest handlowym przedmiotem, do którego dostęp odbywa się na zasadach ogłoszeń: kupię, sprzedam.
Wiedza została zepchnięta do sfery biznesowej. Traktowana jest nie jako coś, co człowiek zdobywa w procesie nauki, lecz jako coś, co człowiekowi się daje, a w tym konkretnym przypadku, sprzedaje. Wydaje się, że wiedza stała się już tylko produktem, jakim można handlować, przekazując go z rąk do rąk.
Znamienne dla takiego stanu rzeczy jest to, iż mamy do czynienia z przekazywaniem informacji, a nie standardowych narzędzi, pozwalających nam wypracować wiedzę. Informacje bowiem, to jedynie podawane regułki i stwierdzenia, nie pozostawiające nam możliwości na własne, autonomiczne przemyślenia. W rzeczy samej, autonomizm wiedzy stracił swój żywot już dawno temu, a zastąpił go model akreatywnej edukacji.
Współczesność ma pewne plusy z redukcji wiedzy do pospolitych informacji. Informacje można nie tylko sprzedać, ale przede wszystkim, można je zamienić na inne, nowe. Dziś nikt nie pozwala uczniom, czy studentom na samoprzetwarzanie i autorefleksję. Lepiej jest przecież podać gotowy produkt na tacy, który wydawałoby się, wystarczy tylko zalać wrzącą wodą. Wszystko to, sprzyja manipulacji w sferze kulturowej, jaką widzimy dość dobrze na co dzień w mediach. Dziś z premedytacją i dla swoich interesów, daje się nie wędkę, lecz rybę.
Religia ma tu tyle wspólnego z edukacją, a raczej tym, co się z nią dzieje, iż obie one muszą być ciągłym procesem, aby służyć człowiekowi, który to sam w swej istocie jest właśnie rodzajem procesu powstawania. Człowiek zdaje się kształtować przez całe swoje życie na bazie kultury i nieodłącznej od niej religii, co wprawia dzisiejszą laicyzację w złość, gdyż stanowi adopcję człowieka przez pewien system wartości.
***
Adopcja człowieka przez religię, odbywa się od momentu zaistnienia jego Ja w kulturze. Rozwiązanie problemu jest zatem dziecinnie proste. Wystarczy zająć się ową kulturą, aby dotrzeć do poruszającej się w niej istoty ludzkiej.
Wyparcie religii z kultury, jest tym, do czego dąży dzisiejsza zachodnia laicyzacja. Mówi się, iż zdejmowanie ze ścian urzędów, czy szkół krzyży, to tylko oczyszczenie kręgu publicznego z symboli i zaszczepienie ich w stricte prywatną sferę jednostki. Rzecz jasna, owy proces ma na celu odcięcie korzeni religii od drzewa kultury, którego owocami karmi się każdy z nas.
Laicyzacja zbiera swoje żniwo już dziś, co można zauważyć, wchodząc do galerii handlowej i przysłuchując się rozmową młodych ludzi. Można zaryzykować tezę, że z wolna dochodzi do osierocania istoty ludzkiej w kręgu swojej kultury, aby potem móc zaadoptować go przez nowy, kontynentalny system panteonu wartości, którego niechlubnym symbolem, zaczynają być instytucje takie, jak Trybunał w Strasburgu.
***
Osierocona istota ludzka, nie posiada punktu oparcia w swoim kręgu kulturowym, przedstawianym, jako skończony proces i zużyty produkt.
W szczególności winę za taki stan rzeczy, ponoszą jednak rodzice, dający się nabrać na swoistą propagandę laicyzacji i postępując podłóg jej zasad, uznają dziecko za koszyk emocjonalnej konsumpcji. W tym zakresie, wdrażanie dziecka w ponowoczesny, zglobalizowany i opiewający wolnorynkowe mechanizmy świat, rozpoczyna się już poprzez jego traktowanie. Potem dochodzą do tego również same relacje panujące w całej rodzinie, gdzie można nierzadko zauważyć znamiona biznesowych etykiet.
***
Osierocanie jest uznawane za coś pozytywnego, za zrzucenie z człowieka patriarchalnych kajdan epoki wiktoriańskiej. Nie dajmy się zwieść, dziś postuluje się o zdejmowanie krzyży nie tylko ze ścian szkół, ale też z samych ludzi.
Chodzenie do urzędów, czy szkół z krzyżykiem na piersi, okazuje się na zachodzie Europy nie do zniesienia. Zapomina się o prawdzie, że przestrzeń społeczna nie istnieje sama przez się, ale właśnie to ludzie są jej twórcami. Człowiek jest bowiem istotą z natury wytwórczą kulturowo i nawet próba jej redukcji, siłą rzeczy musi narodzić coś nowego. Obruszenie na katolickie dzieci w pewnych rejonach Francji, czy Holandii ma znamiona stygmatyzacji, która każe nam uznać za racjonalne, zdejmowanie krzyży ze ścian i ludzi, aby wspominaną przestrzeń społeczną „oczyścić”.
De facto nie o oczyszczanie tu chodzi, ale o przemianowanie atrybutów owej przestrzeni na atrybuty czystko laickie. Ucieka naszej uwadze, że noszenie ubrań, tak samo jak ich nie noszenie, jest swego rodzaju tworzeniem, czymś z gruntu czynnym w przestrzeni społecznej i na pewno jej nieobojętnym. Uznanie zatem, że nie noszenie krzyżyka na szyi, to antyideowa i apolityczna postawa, jest po prostu nieprawdziwe i wręcz naiwne. Gest nie zakładania owego krzyżyka, już jest bowiem pewną formą taniego politykowania.
***
Wygląda niestety na to, że religia kieszonkowa zaczyna się rodzić, czego wyrazem może być adopcja dzieci przez przesiąknięty laicyzacją system. Może jedynym pozytywem będzie to, iż ta ponowoczesna forma religijności na świat przychodzi z trudem.
Skończony i zużyty produkt, ma swoje miejsce na dnie swetra, co wielu rodziców uznaje za oczywiste. Trzymają swoją wiarę tak głęboko we wspominanej kieszeni, że często zapominają pokazać ją dziecku, które pewnego dnia na pytanie, kim jesteś, odpowie: Jestem europejczykiem!
Wydaje się, iż europejczykami byliśmy od zawsze, tak samo, jak praktycznie od zawsze byliśmy katolikami, o czym chyba dziś pewne kręgi chciałby zapomnieć.
Ocena czytelników:
Jacek Ponikiewski : www.prawica.net
21 listopada 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz