Na drogach ruch coraz większy i z tego powodu trudno wyjechać z ulicy podporządkowanej na główną. Postanowiłem załatwić sygnalizację świetlną dla swojej ulicy. Pomyślałem, że najlepiej zacząć od głównego decydenta i tam lobbować o światła. Pierwsza próba kontaktu przez komórkę nie powiodła się. Spróbowałem następnego dnia. Odebrał. Cześć Krzysiu, mówi Misiu, chciałem wpaść pogadać. Usłyszałem – proszę, aby pan skontaktował się z sekretariatem i ustalił termin. Coś mnie tknęło, ale posłusznie wykonałem poleconą czynność. W wyznaczonym terminie pojawiłem się w gabinecie. Przywitanie oficjalne, ale z serdecznym uśmiechem. Standardowe pytanie: kawa czy herbata, chciałem mleko kozie, ale zadowoliłem się wodą. Zająłem miejsce i już chciałem wyłuszczyć sprawę, kiedy gospodarz wziął komórkę do ręki i pokazując na moją, wyjął baterię. Zrozumiałem, też wyjąłem. To na wszelki wypadek – powiedział. Poczułem się nieswojo, ale skojarzyłem z hitami wiadomości w różnych mediach.
Upewniony, że już procedurę ostrożnościową mamy za sobą, zacząłem frywolnie – Krzysiu, musisz mi to załatwić i przechodziłem do meritum. Przerwał, wskazał na sufit podwieszony i wziął z biurka jakieś zaproszenie i na czystej stronie napisał, "o co chodzi". Pisaliśmy tak na zmianę wydając dźwięki zbliżone do aprobaty lub zaprzeczenia. Na końcu kartki napisał - "nie ma takiej możliwości". Wkurzony dopisałem – "to dupa". Dopiłem wodę i żegnając się oficjalnie, wyszedłem. Na schodach zastanawiałem się, dlaczego w czasie pisania nie mogłem przysunąć kartki do siebie. Skubany, nie wierzył, czy czasem w guziku nie mam ukrytej kamery – pomyślałem. Z tego wszystkiego zapomniałem włożyć baterię do komórki. Kiedy to zrobiłem to wyświetliły się liczne nieodebrane połączenia.
Na jedno musiałem oddzwonić. Dzwonił agent Tomek. Zadzwoniłem. No i co – spytał. Kolejny raz udowodniłem, że wbrew powszechnej opinii – Misiu u Krzysia nie jest w stanie nic załatwić. Gdzież mi do Mira czy Grzesia i innych.
Elity władzy w państwach demokratycznych muszą być poddane systemowi kontroli. Rolę tę pełni silna opozycja, silne podzielone media, odważni dziennikarze, presja opinii publicznej i groźba przedterminowych wyborów. Obecna technika ułatwia kontrolowanie jak nigdy dotąd.
Te możliwości kontrolne dają gwarancję, że władza, jeśli nie ma uczciwość we krwi to przynajmniej będzie się bała zboczyć z prostej drogi. Chyba, że jest na tyle głupia, ale wtedy, po co nam taka.
Prawda jak oliwa na wierzch wypływa, nawet jeśli po czasie. Tym różnią się demokracje od dyktatur. Jest też druga strona medalu. Nie możemy żyć z świadomością, że jesteśmy cały czas inwigilowani. Tu też potrzebne są przejrzyste procedury. Inaczej grozi nam powolne zsuwanie się w dyktaturę tych, co mogą różne informacje o nas przetwarzać i dowolnie nimi manipulować do różnych celów. Najczęściej niecnych. Człowiek, idąc ulicą jest w kamerze, w sklepie, w banku i na parkingu. Siedzę we własnej toalecie i patrzę w podwieszony sufit – cholera, a może tu też? Nie mam nic na sumieniu, ale trochę wstyd.
Przedstawiona na początku scenka rodzajowa nigdy nie miała miejsca, ale jak czytam, słucham i oglądam to wyobraźnia pracuje.
Michał Rżanek : http://www.tydzien.trybunalski.om.pl
22 października 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz
No... też
uczestniczyłem w rozmowie w której mój rozmówca pokazał mi sufit. Co innego mówił głośno a co innego po ciuchu.
Mowa o rozmowie z dyrektorem FMG Pioma. Marzec 1985 rok. Zakładowa bezpieka postanowiła wziąć mnie pod permanentną kontrolę. Przekroczyli przy tym prawo pracy. Postanowiłem dochodzić swojego. Nie podjąłem wskazanej pracy a oni mi płacili. Dwa miesiące papierowej przepychanki. Nie dało się tego dłużej trzymać więc podjąłem zwolnienie się z pracy - zakład zmilitaryzowany żadnych zwolnień a tu moja sytuacja, która ewidentnie pokazuje nadużycie praw pracowniczych. Ze swym problem dotarłem aż do dyrektora. Pan pokazał sufit głośno mówiąc, że moja sprawa jest poza jego kompetencją a po ciuchu że bardzo by mi chciał pomoc ale nie może... i znów na sufit... Ci, których się bał to później lokalni biznesmeni... przerobili kasę przy okazji zmiany ustroju, że... Misie i Krzysie to gówniarze, tylko za wysoko postawieni no i ten cholerny Kamiński...
Nie wyplenimy korupcji, pozostaje prowokacja przy jednoczesnym podnoszeniu standardów i zmianie ustroju. Majstersztyk polegał i polega na koncesjonowaniu dostępu do źródeł zarabiania pieniędzy. Mało, nie jedną korupcję dziś można podać jako jeden z elementów rozwoju gospodarczego kraju - przez uprzywilejowanych.
witold k