Abdykacja (z łaciny abdicatio) - dobrowolne lub wymuszone zrzeczenie się władzy i jej prerogatyw; abdicare - wypędzić. Prezydent Lech Kaczyński, składając dziś parafę pod dokumentem traktatu reformującego Unię Europejską, abdykuje na rzecz superpaństwa montowanego na zgliszczach starych narodów Europy. Można rzec - wypędza Rzeczpospolitą z Rzeczypospolitej.
Ostatnim władcą Polski, który abdykował na rzecz obcego mocarstwa, był król Stanisław August Poniatowski. 25 listopada 1795 roku przekazał władzę carycy Katarzynie II. Było to już po trzecim rozbiorze, rozwiązaniu gwardii królewskiej i pod bagnetami rosyjskich dragonów w Grodnie. W zamian dostał dożywotnią pensję i najwyższe odznaczenie imperium - Order św. Andrzeja Pierwszego Powołańca. Zyskał też coś jeszcze. Anatemę. Dziś nikt nie pamięta o nim jako budowniczym Łazienek, twórcy mennic, ludwisarni, Szkoły Rycerskiej czy Teatru Narodowego. Jego rządy naznaczyło piętno grabarza majestatu Rzeczypospolitej. I tak zapamiętała go historia.
Lechowi Kaczyńskiemu bagnetem nikt nie grozi. Podpisując traktat lizboński, czyni to, co wielokrotnie zapowiadał. Jest dziwna koincydencja między ratyfikacją traktatu a tzw. aferą hazardową. Ta pierwsza znalazła się w cieniu drugiej, choć ciężar gatunkowy obu spraw jest absolutnie nieporównywalny. Nie było w przestrzeni publicznej, poza łamami "Naszego Dziennika", żadnej, ale to żadnej debaty na temat znaczenia traktatu, nie przeprowadzono żadnego bilansu strat i zysków. Nie ulega jednak wątpliwości, że za kilkadziesiąt czy kilkaset lat o aferze hazardowej nikt nie będzie pamiętał, o Lechu Kaczyńskim nie będzie się mówiło jako o budowniczym Muzeum Powstania Warszawskiego, a o Prawie i Sprawiedliwości jako animatorze projektu IV Rzeczypospolitej czy pogromcy mafijno-partyjnego układu. Do historii przejdą jako uznający i akceptujący supremację zewnętrznego podmiotu. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Nie sposób traktować poważnie argumentu, jakoby prezydent był zakładnikiem własnego podpisu złożonego pod unijnym dokumentem w klasztorze hieronimitów w Lizbonie. Można to było potraktować jako culpa felix, rodzaj "szczęśliwej winy" pozwalającej na dostrzeżenie skutków własnych decyzji. Niestety, nic takiego się nie stało. I to mimo poważnych zastrzeżeń zgłaszanych przez uznanych konstytucjonalistów. W efekcie Lech Kaczyński abdykuje. Bruksela victor.
Katarzyna Orłowska-Popławska: http://www.naszdziennik.pl
10 października 2009
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz