Obywatele nie są głupi. Wykorzystują te wybory tylko jako sygnał dla polityków krajowych. Skład Parlamentu Europejskiego jest im obojętny. Czyż jego ewentualna zmiana coś zmieni? Czyż tam jest jakaś opozycja, przez której wybór wymienimy brukselskie władze? Nic podobnego. Brukselska władza jest całkowicie niezależna od głosów w tych wyborach.
.
Pisze Ładysław Jakl, dyrektor wydziału politycznego Kancelarii Prezydenta Czech:
.
Unia Europejska nie jest państwem. Nawet jeśli sobie tego chce wielu eurorządców. Parlament Europejski nie jest parlamentem, nawet jeśli tak się nazywa. Parlament przynależy do demokracji parlamentarnej a UE nie jest i nie może być demokracją parlamentarną. Jest to organizacja międzynarodowa. Organizacja, która siebie przyodziała w wiele uprawnień odebranych państwom członkowskim, ale wciąż jest to "tylko" organizacja międzynarodowa.
Unia Europejska w ostatnich latach - zwłaszcza od czasu Traktatu z Maastricht – przyjęła wiele elementów i znaków przynależnych państwu. Może wydawać normy, może obywateli krajów członkowskich do czegoś zmusić, może wymagać spełnienia niektórych działań, może nakazywać, zakazywać, ograniczać, kwotować, ograniczać. To wszystko (w różnym stopniu) może robić i robi każde państwo demokratyczne. Jednakże, państwa demokratyczne w ciągu stuleci rozwinęły dla tych celów przemyślaną architekturę instytucji, wzajemnie połączonych, kontrolujących się nawzajem, równoważących się. Państwa demokratyczne rozwinęły system podziału władzy i system mandatu wywodzącego się z woli obywateli, zasadę kontroli publicznej. A tej drugiej nogi brakuje Unii Europejskiej. Nazwą tego jest: deficyt demokratyczny.
Parlament Europejski jest narzędziem do przykrycia tego deficytu. Jest protezą. Ma tworzyć iluzję, że organy UE mają prawo organizować nasze życie, ponieważ mają do tego nasz mandat. Tak jednak nie jest. Komisja Europejska i Rada Europejska, decydujące organy UE, nie czerpią swojej legitymizacji z Parlamentu Europejskiego, jak rządy czerpią z parlamentów państw demokratycznych. Aby tak było, uprawnienia Parlamentu Europejskiego musiałyby dramatycznie się zwiększyć.
Jednakże temu zwiększeniu stoi na przeszkodzie coś innego. Brak polityki europejskiej, politycznego narodu europejskiego. Twórcy nowych reguł europejskich mają nadzieję, że wszystko to stopniowo powstanie. Narzucają nawet wychowanie "europejskie" w szkołach. I rzeczywiście, zarodek czegoś w rodzaju polityki europejskiej już powstaje. Da się odczuć choćby w skandalicznych oświadczeniach ultra-radykalnych rewolucjonistów z PE pod adresem prezydenta Republiki Czeskiej. Nadal jednak brak tu istotnych, wspólnych tematów, wspólnych interesów, wspólnej świadomości. Jeśli nie jesteśmy politycznym narodem, nie możemy być demokratycznym państwem. Bądźmy zatem demokratycznie funkcjonującą międzynarodową organizacją demokratycznych państw. Tak samo w Parlamencie Europejskim - nie robi się i też nie ma się robić polityki. Tam mają być bronione interesy państw członkowskich. Dlatego jest w pełni uzasadnionym decydować przy tych wyborach nie według programu politycznego, jak przy wyborach do rzeczywistego parlamentu, ale według sposobu reprezentowania interesów republiki w organizacji międzynarodowej.
Czyż tego nikt nie widzi? Dlaczego tak mało ludzi chodzi na eurowybory? Dlaczego w kampanii wszędzie niezależnie dominują tematy krajowe? Obywatele nie są głupi. Wykorzystują te wybory tylko jako sygnał dla polityków krajowych. Skład Parlamentu Europejskiego jest im obojętny. Czyż jego ewentualna zmiana coś zmieni? Czyż tam jest jakaś opozycja, przez której wybór wymienimy brukselskie władze? Nic podobnego. Brukselska władza jest całkowicie niezależna od głosów w tych wyborach.
Czy pamiętacie wynik eurowyborów sprzed pięciu lat? [chodzi o Czechy - przyp. KG] Gdy socjal-demokracja była dopiero czwarta z niecałymi dziewięciu procentami? A kto po tymże wyniku został naszym przedstawicielem w Komisji Europejskiej? Czy nie był to przewodniczący przegranej socjal-demokracji Špidla? Czy ludzie nie mają się z tego śmiać? Mają po tym doświadczeniu zachowywać jakieś iluzje, że w eurowyborach decyduje się o polityce brukselskiej? Czy nam potrzebna taka proteza? Czy potrzebujemy jej do funkcjonowania organizacji międzynarodowej?
Organizacja międzynarodowa może mieć różne areny, na których różne interesy są wzajemnie omawiane i wspólnie definiowane. Na te areny powinny jednak wysyłać swoich reprezentantów poszczególne państwa członkowskie. Właśnie tak jest też obecnie, tylko otwarcie o tym się nie mówi. Parlament Europejski nie jest wybierany według równego prawa wyborczego, ale według sztucznych kwot krajowych. Przyznajmy temu ciału jego rolę rzeczywistą i wysyłajmy do niego z poszczególnych państw swoich reprezentantów. Chociaż może mógłby ich delegować senat, sejm, prezydent, rząd lub kombinacja tych instytucji, to jest rzecz do dyskusji. Ale nie udawajmy państwa europejskiego i demokracji parlamentarnej.
Ta gra jest harmidrem, przez który mamy nie słyszeć, jak gdzieś naprawdę się decyduje. I za plecami tych, których dziś wybieramy.
Ladislav Jakl
Lidové noviny, 6 czerwiec 2009
Foto: mvo
Tekst za: www.klaus.cz/
6.6.2009 – innym okiem
Tłum. własne: KG
- Zaloguj się lub Zarejestruj by móc dodać komentarz